Agata Bielik-Robson (Krytyka Polityczna):...Tęsknota Brzozowskiego, absolutnie nie do zaspokojenia w warunkach polskich, by otrząsnąć się z nieistnienia i jego bagiennych oparów irracjonalizmu; by wynurzyć się z otchłani „świętego bełkotu” serwowanego przez środowisko Chimery i oprzeć stopę na twardym gruncie „rzeczywistości historycznej”, dziejącej się tu i teraz, naprawdę i dotkliwie – cały ten głód bytu, stanowiący najgłębszą i najbardziej charakterystyczną obsesję Brzozowskiego, popycha go ku fascynacji kulturą brytyjską, która nie tylko tworzy rzeczywistość w sensie globalnym, ale także refleksyjnie ją przeżywa i artykułuje w postaci literackiego doświadczenia. Podczas więc gdy rozczarowanemu Brzozowskiemu kultura polska jawi się jako beznadziejnie rozdarta między „połaniecczyzną”, czyli ubogą realnością życia, krążącego wokół „ miłości do pewnej kobiety, świadomości, że msza się odprawia, i perkalików“, a „przybyszewszczyzną”, czyli chimeryczną, oderwaną od bytu, pseudo-duchową abstrakcją – romantyzm brytyjski postrzega on jako myśl do życia przylegającą, myśl nieustannie poddawaną testowi „zasady rzeczywistości”: „Dlatego też znaczną część prac tomu niniejszego – pisze Brzozowski w rozdziale otwierającym, jeszcze nieświadomy tego, że nie zdoła nawet zacząć planowanych esejów o Blake’u, Shelleyu, Keatsie, Coleridge’u, Rosettim, Paterze i Browningu – poświęcam tematom angielskim...
...Czytanie brytyjskich romantyków miało być więc dla Polaków lekcją: jak trafnie zdiagnozować nowoczesne warunki życia; jak zareagować na globalizujący, znoszący różnice pochód kapitalizmu; i jak w tym wszystkim ocalić nie tylko kulturowy koloryt lokalny, ale także własną jednostkowość – „Człowiek nowoczesny – pisze Brzozowski w eseju O znaczeniu wychowawczym literatury angielskiej – jest to postulat sentymentalny, o którym łatwo jest dużo pisać i mówić. Ale tu istnieje on jako achievement, jako nieustanna samokontrola, zmierzająca do tego, by psychika nasza nauczyła się żyć konkretnie i pracować na poziomie historii…”...