Zasady rankingów podlegają również manipulacjom podporządkowanym doraźnym celom...
Przykładowo, przyjęcie, że miarą siły naukowej uczelni jest między innymi:
1. nasycenie kadry osobami o najwyższych kwalifikacjach – zdefiniowane jako liczba wysokokwalifikowanej kadry nauczającej na uczelni (za stopniem dr hab. lub tytułem prof.) w odniesieniu do ogólnej liczby nauczycieli akademickich uczelni.
2. rozwój kadry własnej – zdefiniowany jako liczba tytułów i stopni naukowych uzyskanych przez pracowników uczelni w roku 2010 (doktorzy z wagą 1,0; doktorzy habilitowani z wagą 1,5 oraz osoby uzyskujące tytuł profesorski z wagą 2,0) w stosunku do ogólnej liczby nauczycieli akademickich uczelni. (7 proc.)
3. oferta kształcenia podyplomowego – mierzona liczbą słuchaczy studiów podyplomowych w stosunku do ogólnej liczby studentów i słuchaczy. (5 proc.)
4. aktywność wydawnicza uczelni – mierzona liczbą pozycji książkowych autorstwa pracowników uczelni wydanych w roku 2010. (1 proc.)
jest wskaźnikiem siły naukowej uczelni?
Polskie rankingi jak widać gonią w piętkę.
Ilość tytularnej kadry w żaden sposób nie przekłada się na jakość uczenia, Utytułowani zazwyczaj nie mają w ogóle pojęcia czemu służą punkty ETCS, które w Polsce własnie utytułowanym się niesłusznie przypisuje.