czyli Ewa Kostarczyk w wywiadzie z ID
o sprawach niepublikowanych, nierozpoznanych i wypieranych (ze świadomości)
ID: Co Pani powie na temat 10 zasad Henryki Bochniarz WIĘCEJ w których podpowiada aktywnym kobietom jak żyć?
EK: Istotnie, pani Henryka Bochniarz wraz z Jackiem Santorskim opublikowała książkę w 2003 roku: Bądź sobą i wygraj. Nie czytam takich książek, tezy pani Bochniarz nie należą do odkrywczych – można je znaleźć w tysiącach tego typu publikacjach na całym świecie. Pani Bochniarz jest z wykształcenia ekonomistą i wydawanie tego typu książek ośmiesza psychologię jako dziedzinę wiedzy. W momencie kiedy książka była wydawana plecy pani Bochniarz były szerokie, a bary rosną... i nikt z psychologów w Polsce nie wypowie się na temat tej lektury ponieważ krytyka dopuszczalna jest jedynie wobec tych którzy już na fotelu nie zasiadają a za ich plecami nikt nie czuwa.
ID: Ale wracając do samych zasad pani Henryki Bochniarz, czy współczesna kobieta powinna je potraktować jako dekalog? Czy to dobre rady?
EK: Nie, wszystko zależy przecież od miejsca i czasu. Pani Henryka Bochniarz reprezentując Kongres Kobiet w punkcie 10 podpowiada niezdecydowanym, aby popierać kobiety jedynie dlatego, że są kobietami...trochę to za mało aby którejś z tych pań oddać swój głos, bo jednak po pierwsze trzeba się zgadzać z poglądami jakie reprezentują, trzeba akceptować ich sposób dochodzenia do pozycji wpływu jaką osiągnęły, muszą się podobać jako ikony kobiecości, a cień sympatii jest tu też istotny...
ID: Punkt numer 8 dekalogu Pani Bochniarz mówi: naucz się lubić siebie. Czy to recepta na sukces?
EK: To kiepska recepta w kontekście punktów 1, 7 i 9 w których Pani Bochniarz zaleca życie w zgodzie ze sobą, opanowanie sztuki dobrego „sprzedawania się” oraz pozwalania sobie na trochę egoizmu. To nie ma nic wspólnego z psychologią kobiety, to jest prosty marketing nastawiony na cele doraźne. Człowiek, który naprawdę siebie lubi nie sprzedaje się łatwo właśnie dlatego, że preferuje żyć według własnych zasad, a egoiści nie są najszczęśliwszymi z ludzi...najczęściej dręczy ich sumienie – o ile je w ogóle mają...ale rozmawiamy tutaj o tych uczłowieczonych a nie o psychopatach, którzy jak wiadomo lgną do polityki i nie mogą się od niej oderwać.
ID: Cierpienie to jednak nie droga do zadowolenia...
EK: A jednak w wielu kulturach cierpienie, ból są utożsamianie z nagrodą rozumianą jako bycie wybrańcem losu, boga, a cierpienie bywało wartością etyczną. I jest to przecież bliskie naszej polskiej mesjanistycznej kulturze na której jesteśmy od pokoleń wychowywani, o ile wręcz nie indoktrynowani frazami typu: Polska – Chrystusem narodów, czy Polska – Winkelriedem narodów. Nie wyrzucimy Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego z kanonu obowiązujących lektur i nie zastąpimy ich Henryką Bochniarz.
I.D. Podważa Pani sens kultywowania kultury sukcesu kobiet wśród Polaków?
E.K. Nie podważam sensu wdrażania kultury sukcesu kobiet w Polsce. Uważam jednak, że do konkretnej kultury przesiąkniętej nadawaniem znaczeń polskim ofiarom składanym dla zbawienia innych nie można wprowadzać wzorów kulturowych, które zrodziła inna rzeczywistość historyczna. Wzorce kulturowe zakorzenione są albo w życiorysach konkretnych osób, albo wypracowywane są dzięki realizacji indywidualnych marzeń. Rząd cieni Kongresu Kobiet to karykatura sukcesu i marzeń zapożyczona wprost ze świata mężczyzn WIĘCEJ. To bardzo zły wzór dla kobiet, który posiadanie władzy utożsamia z sukcesem życiowym. A kobiety mogą się realizować w tylu innych przestrzeniach, mieć pasje, angażować się społecznie. To w tych przestrzeniach są potrzebne wzorce i motywatory a nie absurdalne gabinety cieni przedłużające w nieskończoność istnienie państwa upartyjnionego, upolitycznionego – odrzucającego wszystkich pozostałych.
Post scriptum: Jak widać granica pomiędzy autentycznością marzeń a prostym adoptowaniem marzeń innych, pomiędzy wiarygodnością a jej brakiem, poczuciem misji a mistyfikacją są cienkie, tak samo jak ulotna jest granica co wypada a nie wypada kobiecie, co odpycha a co budzi naszą sympatię – a nawet podziw do wydawałoby się kontrowersyjnych blondynek o długich lśniących włosach i anielskim uśmiechu zrzucających bomby – lecz przekraczających granice jakie wyznaczyła im płeć - własną pracą i wysiłkiem...
o sprawach niepublikowanych, nierozpoznanych i wypieranych (ze świadomości)
ID: Co Pani powie na temat 10 zasad Henryki Bochniarz WIĘCEJ w których podpowiada aktywnym kobietom jak żyć?
EK: Istotnie, pani Henryka Bochniarz wraz z Jackiem Santorskim opublikowała książkę w 2003 roku: Bądź sobą i wygraj. Nie czytam takich książek, tezy pani Bochniarz nie należą do odkrywczych – można je znaleźć w tysiącach tego typu publikacjach na całym świecie. Pani Bochniarz jest z wykształcenia ekonomistą i wydawanie tego typu książek ośmiesza psychologię jako dziedzinę wiedzy. W momencie kiedy książka była wydawana plecy pani Bochniarz były szerokie, a bary rosną... i nikt z psychologów w Polsce nie wypowie się na temat tej lektury ponieważ krytyka dopuszczalna jest jedynie wobec tych którzy już na fotelu nie zasiadają a za ich plecami nikt nie czuwa.
ID: Ale wracając do samych zasad pani Henryki Bochniarz, czy współczesna kobieta powinna je potraktować jako dekalog? Czy to dobre rady?
EK: Nie, wszystko zależy przecież od miejsca i czasu. Pani Henryka Bochniarz reprezentując Kongres Kobiet w punkcie 10 podpowiada niezdecydowanym, aby popierać kobiety jedynie dlatego, że są kobietami...trochę to za mało aby którejś z tych pań oddać swój głos, bo jednak po pierwsze trzeba się zgadzać z poglądami jakie reprezentują, trzeba akceptować ich sposób dochodzenia do pozycji wpływu jaką osiągnęły, muszą się podobać jako ikony kobiecości, a cień sympatii jest tu też istotny...
ID: Punkt numer 8 dekalogu Pani Bochniarz mówi: naucz się lubić siebie. Czy to recepta na sukces?
EK: To kiepska recepta w kontekście punktów 1, 7 i 9 w których Pani Bochniarz zaleca życie w zgodzie ze sobą, opanowanie sztuki dobrego „sprzedawania się” oraz pozwalania sobie na trochę egoizmu. To nie ma nic wspólnego z psychologią kobiety, to jest prosty marketing nastawiony na cele doraźne. Człowiek, który naprawdę siebie lubi nie sprzedaje się łatwo właśnie dlatego, że preferuje żyć według własnych zasad, a egoiści nie są najszczęśliwszymi z ludzi...najczęściej dręczy ich sumienie – o ile je w ogóle mają...ale rozmawiamy tutaj o tych uczłowieczonych a nie o psychopatach, którzy jak wiadomo lgną do polityki i nie mogą się od niej oderwać.
ID: Cierpienie to jednak nie droga do zadowolenia...
EK: A jednak w wielu kulturach cierpienie, ból są utożsamianie z nagrodą rozumianą jako bycie wybrańcem losu, boga, a cierpienie bywało wartością etyczną. I jest to przecież bliskie naszej polskiej mesjanistycznej kulturze na której jesteśmy od pokoleń wychowywani, o ile wręcz nie indoktrynowani frazami typu: Polska – Chrystusem narodów, czy Polska – Winkelriedem narodów. Nie wyrzucimy Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego z kanonu obowiązujących lektur i nie zastąpimy ich Henryką Bochniarz.
I.D. Podważa Pani sens kultywowania kultury sukcesu kobiet wśród Polaków?
E.K. Nie podważam sensu wdrażania kultury sukcesu kobiet w Polsce. Uważam jednak, że do konkretnej kultury przesiąkniętej nadawaniem znaczeń polskim ofiarom składanym dla zbawienia innych nie można wprowadzać wzorów kulturowych, które zrodziła inna rzeczywistość historyczna. Wzorce kulturowe zakorzenione są albo w życiorysach konkretnych osób, albo wypracowywane są dzięki realizacji indywidualnych marzeń. Rząd cieni Kongresu Kobiet to karykatura sukcesu i marzeń zapożyczona wprost ze świata mężczyzn WIĘCEJ. To bardzo zły wzór dla kobiet, który posiadanie władzy utożsamia z sukcesem życiowym. A kobiety mogą się realizować w tylu innych przestrzeniach, mieć pasje, angażować się społecznie. To w tych przestrzeniach są potrzebne wzorce i motywatory a nie absurdalne gabinety cieni przedłużające w nieskończoność istnienie państwa upartyjnionego, upolitycznionego – odrzucającego wszystkich pozostałych.
Post scriptum: Jak widać granica pomiędzy autentycznością marzeń a prostym adoptowaniem marzeń innych, pomiędzy wiarygodnością a jej brakiem, poczuciem misji a mistyfikacją są cienkie, tak samo jak ulotna jest granica co wypada a nie wypada kobiecie, co odpycha a co budzi naszą sympatię – a nawet podziw do wydawałoby się kontrowersyjnych blondynek o długich lśniących włosach i anielskim uśmiechu zrzucających bomby – lecz przekraczających granice jakie wyznaczyła im płeć - własną pracą i wysiłkiem...