...Dlaczego polskich rektorów uważam za nieudolnych? Ano, jeżeli najlepsze polskie dwie uczelnie (Uniwersytety Jagieloński i Warszawski) są dopiero w piątej setce uczelni na świecie, a reszta w ogóle nie jest sklasyfikowana, to naprawdę trudno stwierdzić, że nasi rektorzy są udolni.
Przeanalizujmy teraz coś takiego:
* Profesor Susan Hockfield jest rektorem (president) w MIT (Massachusetts Institute of Technology).
* Profesor Robert J. Birgeneau jest kanclerzem University of California, Berkeley.
* Profesor Robert A. Brown jest rektorem Boston University.
Co Ich łączy, oprócz tego, że przewodzą uczelniom z pierwszej dziesiątki światowej?
Otóż łączy Ich pewnie wysokie IQ, perfekcyjna znajomość angielskiego, pensja wyższa od mojej, ale także to, że zostali powołani na swoje stanowiska nie mając wcześniejszego jakiegokolwiek związku z tymi uczelniami. Przed zostaniem rektorem, profesor Hockfield pracowała na Uniwersytecie Yale, a prof. Brown w MIT.
Dyrektor z zewnątrz ma sprawę bardzo ułatwioną. Może ocenić stan przedsiębiorstwa i pracę wszystkich zatrudnionych dużo bardziej obiektywnie, bo nie ciągnie się za nim żaden historyczno-psychiczny balast. Nie ma oporów przed zwalnianiem zbędnych pracowników, ani nie faworyzuje (lub dyskryminuje) nikogo z powodu dawnych relacji.
W polskich uczelniach i instytutach jest zupełnie odwrotnie niż w cywilizowanej części naszego globu. Sytuacja, kiedy rektorem lub dyrektorem zostaje ktoś z zewnątrz, należy do bardzo rzadkiej rzadkości. Ja nie znam takiego przypadku!...
...Pionowy awans pracownika z podwładnego na szczyt władzy dyrektorskiej w jednym przedsiębiorstwie ma fundamentalne dwie wady:
i) rzadko taki nowy dyrektor potrafi obiektywnie ocenić sytuację firmy, zwłaszcza działu, któremu sam przewodził,
ii) po latach pracy każdy pracownik jest uwikłany w najrozmaitsze układy międzyludzkie, ma swoje sympatie i antypatie, i jest niemal niemożliwe, aby potrafił rządzić dawnymi kolegami tylko w oparciu o analizę merytoryczną funkcjonowania firmy...