NEWSWEEK: Naukowcy wybierają karierę naukową poza Polską także dlatego, że mają dość feudalnych zależności, hierarchicznych struktur i układów w naszych instytucjach naukowych.
PROF. MACIEJ ŻYLICZ: Myślę, że młody człowiek, wyjeżdżając za granicę, szuka tam przede wszystkim wolności. A szczególnie wolności krytyki naukowej, której w Polsce wciąż brakuje. Nauka wymaga krytyki, a poddawanie się surowej ocenie kolegów jest standardem w zachodnich ośrodkach naukowych. Gdy pracowałem w Stanach Zjednoczonych, zanim wysłałem do druku artykuł naukowy, musiałem zreferować go na seminarium. Jeśli przeżyłem zmasowany atak krytyki, to znaczyło, ze publikacja jest dobra. Krytyka naukowa jest więc niezbędna.
NEWSWEEK: Polskim naukowcom brakowało też samodzielności.
PROF. MACIEJ ŻYLICZ: Głównie dlatego, że cały szlak kariery naukowej w Polsce bywa – nazwijmy to – przydławiony. Przybywa nowych doktorów, którzy jednak nie mogą zacząć samodzielnej pracy naukowej, bo nie ma dla nich etatów. Zajmują je profesorowie, którzy nie chcą odchodzić na emerytury, bo są one żenująco niskie. Znam jednostki naukowe, gdzie jest więcej profesorów niż doktorantów. W efekcie doktorzy, którzy chcieliby założyć własne zespoły badawcze i zacząć habilitację, czekają latami i się frustrują. Teraz to się zmienia. Jest coraz więcej programów nastawionych na wspomaganie osób, które chcą osiągnąć samodzielność naukową. Także my w fundacji stworzyliśmy w ostatnich latach kilka nowych konkursów dla takich właśnie osób. Ich laureaci dostają pieniądze na wynagrodzenie pracowników i realizację projektu badawczego, dzięki czemu mogą stworzyć nowy, niezależny zespół badawczy. W konkursie liczy się oryginalność projektu i dorobek naukowy młodego badacza, a nie to, czy ma stopień doktora habilitowanego. Obowiązuje prosta zasada: jesteś dobry, możesz liczyć na dofinansowanie. W tej chwili każdy, kto chce zacząć habilitację, może sam o nią wystąpić i nie musi już całować w pierścień swojego profesora.