Od 2012 r. roczne czesne na uniwersytetach w Anglii wzrośnie z 3290 funtów do 6 tys., a w niektórych przypadkach nawet do 9 tys. funtów.
Studenci demonstrowali niezadowolenie zwłaszcza wobec partii liberalno-demokratycznej, koalicyjnego partnera konserwatystów, która w kampanii wyborczej sprzeciwiała się podwyżce czesnego, a będąc w rządzie poparła ją.
Lider liberałów Nick Clegg, odpierając w Izbie Gmin zarzuty wiceprzewodniczącej Partii Pracy Harriet Harman, powiedział, że podwyżki są postępowe, wymuszone przez katastrofalny stan finansów państwowych, a laburzyści nie mają alternatywnych rozwiązań.
Przewodniczący brytyjskiego związku studentów Aaron Porter ostrzegł liberałów, że stracą głosy młodzieży na całe pokolenie, jeśli będą obstawać przy podwyżce.
Uniwersytety, zwłaszcza renomowane, przyjęły podwyżkę czesnego z zadowoleniem, wskazując, iż system wyższej oświaty zglobalizował się i angielskie uczelnie potrzebują dodatkowych środków, by móc konkurować z innymi na świecie. Dotychczas wiele uczelni rekompensowało sobie stosunkowo niskie czesne studentów brytyjskich i z Unii Europejskiej podwyżką opłat dla studentów spoza UE. Na dłuższą metę takie podejście jest nie do utrzymania, ponieważ uczelnie w Anglii czyni cenowo niekonkurencyjnymi w świecie.
A w naszym kraju Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego funduje studentom nadal studia bezpłatne i wyższe zniżki na przejazdy brudnymi pociągami, składami z PRL'u i kilkusetminutowe opóźnienia...