Marcin Kula, emerytowany profesor historii Uniwersytetu Warszawskiego:...im jestem starszy, tym bliższe jest mi powiedzenie, którego użyłem w
artykule o uczelniach wyższych w „Przeglądzie Politycznym”: „Tylko
cienka czerwona linia oddziela rozsądek od szaleństwa”. Nie ma rzeczy,
nawet najrozsądniejszej, której nie można by było doprowadzić do
absurdu.
Jakiś czas temu zostałem ekspertem Narodowego Centrum Nauki
oceniającym wnioski o przyznanie grantów badawczych. Nie wytrzymałem i
powiedziałem „nigdy więcej”. Kiedy znalazłem się w budynku tej
instytucji, płynął w niej potok wniosków badawczych. Przypominało to
fabrykę. Podstawowym kryterium przyjmowania projektów była liczba
publikacji wnioskodawcy na jakiejś liście i liczba cytowań.
Przywiązywanie wagi do tych wymogów przypominało obsesję. Osobiście, gdy
pisałem prace, najmniej przejmowałem się modnymi akurat standardami. Tu
było inaczej – fundament stanowiło pytanie: co przyniesie publikacja
pracy? Dla mnie w nauce musi być coś ze sztuki, a nie z fabryki
wynalazków. Wiem, że „fabryka” to przyszłość, ale ja nie chcę się do
niej przystosowywać......W moim przekonaniu polskie środowisko naukowe nie działa w kierunku promowania oryginalności, swoistego wariactwa. A nie ma nauki bez wariactwa...
Więcej: TUTAJ