Blog poświęcony problemom szkolnictwa wyższego i nauki w Polsce na tle organizacji szkolnictwa wyższego i nauki w innych krajach.
Narodowe Centrum Nauki
Sprawdź naukowca
sobota, 30 listopada 2013
Artysta Kukiz wypowiada wojnę polskiemu partyjniactwu
Krzysztof Ziemiec: Aż tak źle?
Oczywiście,
że aż tak źle. Niech pan sobie wyobrazi, że na przykład za czasów
komunizmu mieliśmy tylko 140 tysięcy urzędników. Mówiliśmy wtedy
o państwie urzędniczym, wręcz porównywało się do "Procesu" Kafki, ten
system, itd. Natomiast w tej chwili tych urzędników mamy 700 tysięcy. To
wszystko trzeba utrzymać. A wie pan dlaczego jest ich 700 tysięcy?
Dlatego, że to jest elektorat partii politycznej. On wzrasta, to jest
jak rak, jak nowotwór, pożera wszystko. Im trzeba zapłacić. Z czego im
płacimy? Z naszych pieniędzy, z naszych podatków. To nie jest praca
produktywna.
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-pawel-kukiz-macierewicz-niby-gra-dla-polski-ale-punkty-dziek,nId,1066517?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Paweł Kukiz: Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-pawel-kukiz-macierewicz-niby-gra-dla-polski-ale-punkty-dziek,nId,1066517?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
za
czasów komunizmu mieliśmy tylko 140 tysięcy urzędników. Mówiliśmy wtedy
o państwie urzędniczym, wręcz porównywało się do "Procesu" Kafki, ten
system, itd. Natomiast w tej chwili tych urzędników mamy 700 tysięcy. To
wszystko trzeba utrzymać. A wie pan dlaczego jest ich 700 tysięcy?
Dlatego, że to jest elektorat partii politycznej. On wzrasta, to jest
jak rak, jak nowotwór, pożera wszystko. Im trzeba zapłacić. Z czego im
płacimy? Z naszych pieniędzy, z naszych podatków. To nie jest praca
produktywna.
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-pawel-kukiz-macierewicz-niby-gra-dla-polski-ale-punkty-dziek,nId,1066517?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-pawel-kukiz-macierewicz-niby-gra-dla-polski-ale-punkty-dziek,nId,1066517?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
za
czasów komunizmu mieliśmy tylko 140 tysięcy urzędników. Mówiliśmy wtedy
o państwie urzędniczym, wręcz porównywało się do "Procesu" Kafki, ten
system, itd. Natomiast w tej chwili tych urzędników mamy 700 tysięcy. To
wszystko trzeba utrzymać. A wie pan dlaczego jest ich 700 tysięcy?
Dlatego, że to jest elektorat partii politycznej. On wzrasta, to jest
jak rak, jak nowotwór, pożera wszystko. Im trzeba zapłacić. Z czego im
płacimy? Z naszych pieniędzy, z naszych podatków. To nie jest praca
produktywna.
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-pawel-kukiz-macierewicz-niby-gra-dla-polski-ale-punkty-dziek,nId,1066517?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-pawel-kukiz-macierewicz-niby-gra-dla-polski-ale-punkty-dziek,nId,1066517?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
za
czasów komunizmu mieliśmy tylko 140 tysięcy urzędników. Mówiliśmy wtedy
o państwie urzędniczym, wręcz porównywało się do "Procesu" Kafki, ten
system, itd. Natomiast w tej chwili tych urzędników mamy 700 tysięcy. To
wszystko trzeba utrzymać. A wie pan dlaczego jest ich 700 tysięcy?
Dlatego, że to jest elektorat partii politycznej. On wzrasta, to jest
jak rak, jak nowotwór, pożera wszystko. Im trzeba zapłacić. Z czego im
płacimy? Z naszych pieniędzy, z naszych podatków. To nie jest praca
produktywna.
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-pawel-kukiz-macierewicz-niby-gra-dla-polski-ale-punkty-dziek,nId,1066517?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
TUTAJCzytaj więcej na http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-pawel-kukiz-macierewicz-niby-gra-dla-polski-ale-punkty-dziek,nId,1066517?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Aż tak źle?
Oczywiście, że aż tak źle. Niech pan sobie wyobrazi, że na przykład za czasów komunizmu mieliśmy tylko 140 tysięcy urzędników. Mówiliśmy wtedy o państwie urzędniczym, wręcz porównywało się do "Procesu" Kafki, ten system, itd. Natomiast w tej chwili tych urzędników mamy 700 tysięcy. To wszystko trzeba utrzymać. A wie pan dlaczego jest ich 700 tysięcy? Dlatego, że to jest elektorat partii politycznej. On wzrasta, to jest jak rak, jak nowotwór, pożera wszystko. Im trzeba zapłacić. Z czego im płacimy? Z naszych pieniędzy, z naszych podatków. To nie jest praca produktywna.
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-pawel-kukiz-macierewicz-niby-gra-dla-polski-ale-punkty-dziek,nId,1066517?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Oczywiście, że aż tak źle. Niech pan sobie wyobrazi, że na przykład za czasów komunizmu mieliśmy tylko 140 tysięcy urzędników. Mówiliśmy wtedy o państwie urzędniczym, wręcz porównywało się do "Procesu" Kafki, ten system, itd. Natomiast w tej chwili tych urzędników mamy 700 tysięcy. To wszystko trzeba utrzymać. A wie pan dlaczego jest ich 700 tysięcy? Dlatego, że to jest elektorat partii politycznej. On wzrasta, to jest jak rak, jak nowotwór, pożera wszystko. Im trzeba zapłacić. Z czego im płacimy? Z naszych pieniędzy, z naszych podatków. To nie jest praca produktywna.
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-pawel-kukiz-macierewicz-niby-gra-dla-polski-ale-punkty-dziek,nId,1066517?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Niech
pan sobie wyobrazi, że na przykład za czasów komunizmu mieliśmy tylko
140 tysięcy urzędników. Mówiliśmy wtedy o państwie urzędniczym, wręcz
porównywało się do "Procesu" Kafki, ten system, itd. Natomiast w tej
chwili tych urzędników mamy 700 tysięcy. To wszystko trzeba utrzymać.
A wie pan dlaczego jest ich 700 tysięcy? Dlatego, że to jest elektorat
partii politycznej. On wzrasta, to jest jak rak, jak nowotwór, pożera
wszystko. Im trzeba zapłacić. Z czego im płacimy? Z naszych pieniędzy,
z naszych podatków. To nie jest praca produktywna.
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-pawel-kukiz-macierewicz-niby-gra-dla-polski-ale-punkty-dziek,nId,1066517?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-pawel-kukiz-macierewicz-niby-gra-dla-polski-ale-punkty-dziek,nId,1066517?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Niech
pan sobie wyobrazi, że na przykład za czasów komunizmu mieliśmy tylko
140 tysięcy urzędników. Mówiliśmy wtedy o państwie urzędniczym, wręcz
porównywało się do "Procesu" Kafki, ten system, itd. Natomiast w tej
chwili tych urzędników mamy 700 tysięcy. To wszystko trzeba utrzymać.
A wie pan dlaczego jest ich 700 tysięcy? Dlatego, że to jest elektorat
partii politycznej. On wzrasta, to jest jak rak, jak nowotwór, pożera
wszystko. Im trzeba zapłacić. Z czego im płacimy? Z naszych pieniędzy,
z naszych podatków. To nie jest praca produktywna.
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-pawel-kukiz-macierewicz-niby-gra-dla-polski-ale-punkty-dziek,nId,1066517?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-pawel-kukiz-macierewicz-niby-gra-dla-polski-ale-punkty-dziek,nId,1066517?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Niech
pan sobie wyobrazi, że na przykład za czasów komunizmu mieliśmy tylko
140 tysięcy urzędników. Mówiliśmy wtedy o państwie urzędniczym, wręcz
porównywało się do "Procesu" Kafki, ten system, itd. Natomiast w tej
chwili tych urzędników mamy 700 tysięcy. To wszystko trzeba utrzymać.
A wie pan dlaczego jest ich 700 tysięcy? Dlatego, że to jest elektorat
partii politycznej. On wzrasta, to jest jak rak, jak nowotwór, pożera
wszystko. Im trzeba zapłacić. Z czego im płacimy? Z naszych pieniędzy,
z naszych podatków. To nie jest praca produktywna.
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-pawel-kukiz-macierewicz-niby-gra-dla-polski-ale-punkty-dziek,nId,1066517?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefoxOczywiście, że aż tak źle. Niech pan sobie wyobrazi, że na przykład za czasów komunizmu mieliśmy tylko 140 tysięcy urzędników. Mówiliśmy wtedy o państwie urzędniczym, wręcz porównywało się do "Procesu" Kafki, ten system, itd. Natomiast w tej chwili tych urzędników mamy 700 tysięcy. To wszystko trzeba utrzymać. A wie pan dlaczego jest ich 700 tysięcy? Dlatego, że to jest elektorat partii politycznej. On wzrasta, to jest jak rak, jak nowotwór, pożera wszystko. Im trzeba zapłacić. Z czego im płacimy? Z naszych pieniędzy, z naszych podatków. To nie jest praca produktywna.
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/rozmowa/news-pawel-kukiz-macierewicz-niby-gra-dla-polski-ale-punkty-dziek,nId,1066517?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefoxOczywiście, że aż tak źle. Niech pan sobie wyobrazi, że na przykład za czasów komunizmu mieliśmy tylko 140 tysięcy urzędników. Mówiliśmy wtedy o państwie urzędniczym, wręcz porównywało się do "Procesu" Kafki, ten system, itd. Natomiast w tej chwili tych urzędników mamy 700 tysięcy. To wszystko trzeba utrzymać. A wie pan dlaczego jest ich 700 tysięcy? Dlatego, że to jest elektorat partii politycznej. On wzrasta, to jest jak rak, jak nowotwór, pożera wszystko. Im trzeba zapłacić. Z czego im płacimy? Z naszych pieniędzy, z naszych podatków. To nie jest praca produktywna.
Czytelnictwo Interdyscyplinarnych Humanistów w listopadzie 2013
Profesor belwederski - najwyższym zaszczytem?
Andrzej (Andrew) Targowski, Western Michigan University,President Emeritus of the International Society for the Comparative Study of Civilizations: ...W II RP aż 300 profesorów wróciło z zagranicy do Ojczyzny; z nich dwóch zostało prezydentami Polski. W III RP praktycznie żaden profesor nie wraca na stałe
do Ojczyzny, a konstytucja jest tak uchwalona, by prof. Zbigniew Brzeziński nie został, broń Boże prezydentem, albo jakiś inny emigrant – co miało miejsce np. na Litwie.
Przy okazji dodam, że w USA mamy także stopień odpowiadający polskiej habilitacji, który nazywa się tenured. Amerykański stopień tenured (dożywotni) jest trudniej zrobić niż habilitację w Polsce. Nie chodzi mi o uznanie w Polsce i ew. „dobry” nekrolog, a o wskazanie na nieeleganckie (mówiąc bardzo oględnie) postawy zarządzających polską nauką wobec swych kolegów z zagranicy.
Z własnej praktyki dodam, że kiedyś byłem takim wizytującym profesorem na jednej z informatycznych uczelni na południu Polski. I kiedy odmówiono mi używania mojego amerykańskiego stopnia naukowego,w tym samym dniu wyjechałem z tej uczelni i z Polski.
I już więcej nie przyjmowałem propozycji wykładania na polskiej uczelni. Czyżby najwyższym stopniem naukowym w świecie był stopień otrzymany w Belwederze?
Wiem, że jest to głos wołającego na puszczy. I nie mam złudzeń co do obecnej etyki w , i nie tylko w polityce, bo tu nawet regułą jest jej brak....
Więcej: PAUza Akademicka
Więcej: PAUza Akademicka
czwartek, 28 listopada 2013
środa, 27 listopada 2013
Wypalona Barbara Kudrycka, wypaleni nauczyciele akademiccy
Minister Barbara Kudrycka ustąpiła, zasłaniając się swoim wypaleniem zawodowym.
I do końca nie wiadomo, czy chodzi o wypalenie w zawodzie polityka, czy akademika?
Jak to jest, że na wypalonego polityka czekają apanaże, w Parlamencie Europejskim, lub powrót do zarządzania prywatną uczelnią?
Czy jest w tym jakakolwiek logika?
Syndrom wypalenia zawodowego pojawia się u przedstawicieli zawodów, w których zaangażowana interakcja z drugim człowiekiem stanowi istotę profesjonalnego działania. Zaangażowanie determinuje sukces i rozwój w danym zawodzie.
I do końca nie wiadomo, czy chodzi o wypalenie w zawodzie polityka, czy akademika?
Jak to jest, że na wypalonego polityka czekają apanaże, w Parlamencie Europejskim, lub powrót do zarządzania prywatną uczelnią?
Czy jest w tym jakakolwiek logika?
Syndrom wypalenia zawodowego pojawia się u przedstawicieli zawodów, w których zaangażowana interakcja z drugim człowiekiem stanowi istotę profesjonalnego działania. Zaangażowanie determinuje sukces i rozwój w danym zawodzie.
Istotnym czynnikiem generującym wypalenie zawodowe u nauczycieli akademickich to konfrontacja z negatywnymi emocjami, które powstają, gdy nauczyciel nie radzi sobie z obciążeniami zawodowymi, przeżywa niepowodzenia oraz brak sukcesu.
Zmęczenie psychofizyczne i wyczerpanie emocjonalne, to pierwsze objawy wypalenia zawodowego. Objawy wypalenia uruchamiają różne mechanizmy obronne.
Przykładowo dystansowanie się od problemów, co skutkuje przedmiotowym traktowaniem studentów (depersonalizacja).
Wskutek pogłębiającego się procesu wypalenia zawodowego obniża się satysfakcja zawodowa, która pociąga za sobą utratę zaangażowania zawodowego.
Istnieją różne podejścia do problematyki wypalenia zawodowego.
Jedna z najbardziej rozpoznawanych osób, ekspert badań nad wypaleniem zawodowym, Ch. Maslach uważa, że jedną z istotnych przyczyn wypalenia zawodowego jest nadmierne zaangażowanie emocjonalne oraz silna identyfikacja emocjonalna z pracą. Sukcesy w pracy stają się równoważne z sukcesami osobistymi, a wszelkie
niepowodzenia zawodowe traktowane są jako niepowodzenia osobiste.
Celem ankiety wykorzystującej 10 pytań z klasycznego testu (który zawiera 22 pytań) Ch. Maslach (Maslach Burnout Inventory (MBI)
było ustalenie czy nauczyciele akademiccy w stopniu doktora nauk, pracujący bez awansu
przez conajmniej 15 lat, czerpią z pracy dydaktycznej pełną satysfakcję
i nie wykazują żadnych objawów wypalenia zawodowego.
Ankieta była zamieszczana na portalach podejmujących tematykę szkolnictwa
wyższego w okresie 15.03 - 27.11.2013.
Wypełnienie ankiety było dobrowolne i anonimowe. Ankietę wypełniło 71 respondentów podających się za nauczycieli akademickich ze stopniem doktora nauk
od co najmniej 15 lat, a 52,11% z nich nie próbowało otworzyć przewodu habilitacyjnego.
Respondenci ankiety dobrze oceniają swoje możliwości wykonywania pracy nauczyciela
akademickiego: 64,79% respondentów podaje, iż są skuteczni w rozwiązywaniu problemów
studentów, zdecydowana większość (88,73%) potrafi wytworzyć rozluźnioną atmosferę,
i uważa, że osiąga w pracy wiele znaczących celów (76,06%).
Jednak aż 42% czuje się wyczerpana emocjonalnie: 60,56% respondentów odnosi wrażenie, że pracuje zbyt ciężko, dla 46,48% praca jest frustrująca,
21,13% ma poczucie, że osiągnęli swój pułap możliwości.
U 40% respondentów można zauważyć oznaki depersonalizacji, czyli przedmiotowego
traktowania studentów: nie są zainteresowani losami niektórych studentów (50,70%),
mają obawy, że wykonywana praca czyni ich osobami mało współczującymi (25,35%),
a 46,48% respondentów odnosi wrażenie, że niektórzy studenci i ich bliscy sądzą,
że to nauczyciel ponosi odpowiedzialność za ich problemy.
1. Własna ocena swoich możliwości
2. Wyczerpanie emocjonalne
3. Depersonalizacja
Środowisko akademickie niechętnie poddaje się jakimkolwiek badaniom.
Zaprezentowane wyniki są zaledwie pilotażową próbą oceny wypalenia zawodowego nauczycieli akademickich ze stopniem doktora nauk.
To środowisko, pomimo wysokiego mniemania o własnych możliwościach,
zmaga się z problemem wypalenia zawodowego, które choć jeszcze nie w pełni uświadomione
obejmuje aż 40% nauczycieli akademickich, którzy wzięli udział w badaniu.
Minister Barbara Kudrycka nie tylko, że nie znalazła właściwych reform, czyli recepty na chorobę wypalenia akademików, to sama się nią zaraziła.
obejmuje aż 40% nauczycieli akademickich, którzy wzięli udział w badaniu.
Minister Barbara Kudrycka nie tylko, że nie znalazła właściwych reform, czyli recepty na chorobę wypalenia akademików, to sama się nią zaraziła.
Dziękujemy za Państwa głosy. Dzięki nim możemy się opisać.
wtorek, 26 listopada 2013
Belwederscy profesorowie już szykują atak na prof. Lenę Kolarską-Bobińską... Czy będzie tak jak ze zniesieniem habilitacji?
Czy nowa minister resortu Nauki i Szkolnictwa Wyższego będzie miała siłę kontynuować reformy minister Kudryckiej?
Nowy projekt ustawy o szkolnictwie wyższym dopuszcza między innymi odebranie tytułu profesora przyznanego przez prezydenta, choć do tej pory był on przyznawany dożywotnio, a o odebraniu tytułu decydowałoby środowisko naukowe, czyli Centralna Komisja ds. Tytułów i Stopni Naukowych....
Więcej: WPROST
Nowy projekt ustawy o szkolnictwie wyższym dopuszcza między innymi odebranie tytułu profesora przyznanego przez prezydenta, choć do tej pory był on przyznawany dożywotnio, a o odebraniu tytułu decydowałoby środowisko naukowe, czyli Centralna Komisja ds. Tytułów i Stopni Naukowych....
Więcej: WPROST
Szkoła lwowsko-warszawska w międzynarodowym dyskursie współczesnej filozofii
Katarzyna Kobylecka, PR2 rozmawia prof. Janem Woleńskim filozofem analitycznym, logikiem, epistemologiem, teoretykiem prawdy i
filozofem język z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Wyższej
Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, laureata tegorocznej Nagrody Rady Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej
WARTO POSŁUCHAĆ
WARTO POSŁUCHAĆ
Najdoskonalsze prawo nie jest w stanie ulepszyć polskich uczelni jeśli pozostają w złych rękach
Urszula Mirowska-Łoskot: Jakie wyciągnęła pani wnioski po sześciu latach sprawowania urzędu ministra nauki?
Barbara Kudrycka: W ciągu tych sześciu lat
udało się stworzyć w Polsce europejski
system nauki i szkolnictwa wyższego. To była
fantastyczna wspólna podróż do Europy z
różnymi przesiadkami i różną
prędkością. A wniosek jest prosty: nie
wszystko zależy od ministra.
Urszula Mirowska-Łoskot: Co ma pani na myśli?
Barbara Kudrycka: Uczelnie mają autonomię,
która pozwala im realizować własną
misję, program i zadania. Prawo stanowi jedynie
fundamenty, na których tworzą własne
przedsięwzięcia naukowo-dydaktyczne. To, czy i
jak skorzystają z nowych możliwości,
zależy od ich władz i samych akademików.
Podobnie jak w przypadku samorządnie zarządzanych
gmin, z pewnością są takie uczelnie,
które wykorzystują nowe szanse i będą
się dynamicznie rozwijać, i pozostaną takie,
które nie wykorzystują nowych
możliwości. Najważniejsi są ludzie, nie
prawo.
Więcej: gp
piątek, 22 listopada 2013
Nowa Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego - Lena Kolarska-Bobińska
Znalezienie związku nominacji Profesor Leny Kolarskiej-Bobińskiej na ministra resortu z zainteresowaniami nominowanej reformą polskiego szkolnictwa wyższego i nauki może przyprawić o ból głowy. Szczególnie, że wszyscy mają wiele oczekiwań wobec nowego ministra.
Szczególnie, że do tej pory obecność prof. Leny Kolarskiej-Bobińskiej w żaden sposób nie zaznaczyła się w obszarze dyskusji i debat intensywnie prowadzonych od ponad dziesięciu lat na łamach oficjalnych mediów, portali niezależnych czy różnych blogów.
Prof. Lena Kolarska-Bobińska do tej pory prowadziła bardzo leniwie blog kolarskabobinska.natemat.pl w którym trudno znaleźć jakiekolwiek przemyślenia na temat reformy nauki i szkolnictwa wyższego.
Można podejrzewać, że na temat problemów polskiej nauki i szkolnictwa wyższego wie znacznie więcej każdy poseł zasiadający w Komisji Edukacji Nauki i Młodzieży, czy każdy niezrzeszony, lecz prawdziwie interesujący się tym obszarem rzeczywistości. Nie wspomnę, że posiadanie wiedzy z tej dziedziny nie wynika z posiadanych tytułów naukowych i odznaczeń, a prawdopodobnie korelacja pomiędzy nimi jest odwrotna.
Nominacja Profesor Leny Kolarskiej-Bobińskiej reprezentującej ścieżkę kariery akademickiej, która doprowadziła do zapaści szkolnictwo wyższe w Polsce i naukę z pewnością nie jest powiewem świeżej energii, której zabrakło minister Barbarze Kudryckiej. Doświadczenia akademickie jakie prof. Lena Kolarska-Bobińska nabyła podczas swoich amerykańskich staży jako stypendystka Forda w Stanford University oraz Business School of Carnegie-Mellon University.przypadały na czasy ponurego PRL'u w latach 1974–1976, kiedy to na stypendia wyjeżdżali tylko właściwie umocowani.
Google Scholar nie przynosi żadnych rewelacji na temat kompetencji prof. Leny Kolarskiej-Bobińskiej na to stanowisko. Znalezione publikacje napawają zgrozą:
[CYTOWANIE] Przyszłość wsi polskiej: wizje, strategie, koncepcje
L Kolarska-Bobińska, A Rosner, J Wilkin - 2001 - Instytut Spraw Publicznych
Cytowane przez 45 Powiązane artykuły Cytuj
Więcej
[CYTOWANIE] Obraz Polski i Polaków w Europie
L Kolarska-Bobińska - 2003 - Instytut Spraw Publicznych
Cytowane przez 21 Powiązane artykuły Cytuj
Więcej
[CYTOWANIE] Centralizacja i decentralizacja: decyzje, władza, mity
L Kolarska-Bobińska - 1984 - Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Cytowane przez 22 Powiązane artykuły Cytuj
Więcej
[CYTOWANIE] Cztery reformy: od koncepcji do realizacji
L Kolarska-Bobińska - 2000 - Oficyna Naukowa
Cytowane przez 17 Powiązane artykuły Cytuj
Więcej
[CYTOWANIE] Mieszkańcy wsi o integracji europejskiej: opinie, wiedza, poinformowanie
L Kolarska-Bobińska - 2002 - Instytut Spraw Publicznych
Cytowane przez 17 Powiązane artykuły Cytuj
Więcej
[CYTOWANIE] Polska eurodebata
L Kolarska-Bobińska - 1999 - Instytut Spraw Publicznych
Cytowane przez 15 Powiązane artykuły Cytuj
Więcej
[CYTOWANIE] Polacy wobec wielkiej zmiany. Integracja z Unią Europejską
L Kolarska-Bobińska, IS Publicznych - 2001 - Instytut Spraw Publicznych
Cytowane przez 15 Powiązane artykuły Cytuj
Więcej
[CYTOWANIE] Przyszłość polskiej sceny politycznej po wyborach parlamentarnych 2001
L Kolarska-Bobińska - 2002 - Warszawa
Cytowane przez 13 Powiązane artykuły Cytuj
[CYTOWANIE] Polacy 88. Dynamika konfliktu a szanse reform
W Adamski, K Jasiewicz, L Kolarska-Bobińska… - Warszawa: IFiS PAN, 1989
Cytowane przez 13 Powiązane artykuły Cytuj
[CYTOWANIE] Interesy społeczne i postawy egalitarne a zmiana ładu gospodarczego
L Kolarska-Bobińska - Studia Socjologiczne, 1985
Cytowane przez 11 Powiązane artykuły Cytuj
W Ośrodku Przetwarzania Informacji wyszukiwanie Leny Kolarskiej-Bobińskiej w dziale Ludzie Nauki nie przynosi żadnych rekordów.
Od nauczyciela akademickiego wymaga się posiadania odpowiednich dyplomów, odbywania staży naukowych, prowadzenia dydaktyki oraz intensywnego publikatorstwa w najlepszych zagranicznych czasopismach.. .
Jak widać, od ministra zarządzającego kadrą akademicką nikt, niczego nie wymaga poza legitymacją partyjną oraz unijnym poselstwem.
Szczególnie, że do tej pory obecność prof. Leny Kolarskiej-Bobińskiej w żaden sposób nie zaznaczyła się w obszarze dyskusji i debat intensywnie prowadzonych od ponad dziesięciu lat na łamach oficjalnych mediów, portali niezależnych czy różnych blogów.
Prof. Lena Kolarska-Bobińska do tej pory prowadziła bardzo leniwie blog kolarskabobinska.natemat.pl w którym trudno znaleźć jakiekolwiek przemyślenia na temat reformy nauki i szkolnictwa wyższego.
Można podejrzewać, że na temat problemów polskiej nauki i szkolnictwa wyższego wie znacznie więcej każdy poseł zasiadający w Komisji Edukacji Nauki i Młodzieży, czy każdy niezrzeszony, lecz prawdziwie interesujący się tym obszarem rzeczywistości. Nie wspomnę, że posiadanie wiedzy z tej dziedziny nie wynika z posiadanych tytułów naukowych i odznaczeń, a prawdopodobnie korelacja pomiędzy nimi jest odwrotna.
Nominacja Profesor Leny Kolarskiej-Bobińskiej reprezentującej ścieżkę kariery akademickiej, która doprowadziła do zapaści szkolnictwo wyższe w Polsce i naukę z pewnością nie jest powiewem świeżej energii, której zabrakło minister Barbarze Kudryckiej. Doświadczenia akademickie jakie prof. Lena Kolarska-Bobińska nabyła podczas swoich amerykańskich staży jako stypendystka Forda w Stanford University oraz Business School of Carnegie-Mellon University.przypadały na czasy ponurego PRL'u w latach 1974–1976, kiedy to na stypendia wyjeżdżali tylko właściwie umocowani.
Google Scholar nie przynosi żadnych rewelacji na temat kompetencji prof. Leny Kolarskiej-Bobińskiej na to stanowisko. Znalezione publikacje napawają zgrozą:
[CYTOWANIE] Przyszłość wsi polskiej: wizje, strategie, koncepcje
L Kolarska-Bobińska, A Rosner, J Wilkin - 2001 - Instytut Spraw Publicznych
Cytowane przez 45 Powiązane artykuły Cytuj
Więcej
[CYTOWANIE] Obraz Polski i Polaków w Europie
L Kolarska-Bobińska - 2003 - Instytut Spraw Publicznych
Cytowane przez 21 Powiązane artykuły Cytuj
Więcej
[CYTOWANIE] Centralizacja i decentralizacja: decyzje, władza, mity
L Kolarska-Bobińska - 1984 - Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Cytowane przez 22 Powiązane artykuły Cytuj
Więcej
[CYTOWANIE] Cztery reformy: od koncepcji do realizacji
L Kolarska-Bobińska - 2000 - Oficyna Naukowa
Cytowane przez 17 Powiązane artykuły Cytuj
Więcej
[CYTOWANIE] Mieszkańcy wsi o integracji europejskiej: opinie, wiedza, poinformowanie
L Kolarska-Bobińska - 2002 - Instytut Spraw Publicznych
Cytowane przez 17 Powiązane artykuły Cytuj
Więcej
[CYTOWANIE] Polska eurodebata
L Kolarska-Bobińska - 1999 - Instytut Spraw Publicznych
Cytowane przez 15 Powiązane artykuły Cytuj
Więcej
[CYTOWANIE] Polacy wobec wielkiej zmiany. Integracja z Unią Europejską
L Kolarska-Bobińska, IS Publicznych - 2001 - Instytut Spraw Publicznych
Cytowane przez 15 Powiązane artykuły Cytuj
Więcej
[CYTOWANIE] Przyszłość polskiej sceny politycznej po wyborach parlamentarnych 2001
L Kolarska-Bobińska - 2002 - Warszawa
Cytowane przez 13 Powiązane artykuły Cytuj
[CYTOWANIE] Polacy 88. Dynamika konfliktu a szanse reform
W Adamski, K Jasiewicz, L Kolarska-Bobińska… - Warszawa: IFiS PAN, 1989
Cytowane przez 13 Powiązane artykuły Cytuj
[CYTOWANIE] Interesy społeczne i postawy egalitarne a zmiana ładu gospodarczego
L Kolarska-Bobińska - Studia Socjologiczne, 1985
Cytowane przez 11 Powiązane artykuły Cytuj
W Ośrodku Przetwarzania Informacji wyszukiwanie Leny Kolarskiej-Bobińskiej w dziale Ludzie Nauki nie przynosi żadnych rekordów.
Od nauczyciela akademickiego wymaga się posiadania odpowiednich dyplomów, odbywania staży naukowych, prowadzenia dydaktyki oraz intensywnego publikatorstwa w najlepszych zagranicznych czasopismach.. .
Jak widać, od ministra zarządzającego kadrą akademicką nikt, niczego nie wymaga poza legitymacją partyjną oraz unijnym poselstwem.
środa, 20 listopada 2013
Socjolog, prof. Lena Kolarska-Bobińska nowym Ministrem Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Ukończyła studia na Wydziale Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Uzyskiwała kolejno stopnie doktora, doktora habilitowanego z zakresu
socjologii, a w 1993 tytuł profesora nauk humanistycznych. W ramach
stypendium Forda kształciła się w Stanford University oraz Business
School of Carnegie-Mellon University. Jest również członkiem Komitetu
Socjologii Polskiej Akademii Nauk oraz Rady Naukowej Instytutu Studiów
Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego.Jest autorem ponad 200 prac naukowych: książek, artykułów, opracowań i
badań naukowych publikowanych w prasie polskiej i zagranicznej.
W latach 1991-1997 była dyrektorem Centrum Badania Opinii Społecznej. Od 1997 sprawowała funkcję dyrektora Instytutu Spraw Publicznych. Doradzała prezydentom Rzeczpospolitej Polskiej: w latach 1992-1995 Lechowi Wałęsie (Komitet Ekonomiczny), w 2001-2005 Aleksandrowi Kwaśniewskiemu (Grupa Refleksyjna), a także pełnomocnikowi rządu ds. negocjacji członkowskich z Unią Europejską.
Była m.in. członkiem Rady Integracji Europejskiej przy premierze. W latach 2003-2006 doradzała też komisarzowi UE ds. nauki i badań.Od 2009 roku poseł do Parlamentu Europejskiego.
Odznaczona m.in. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, a także „Idre National du Mérite” - odznaczeniem przyznawanym przez prezydenta Francji.
Komentator mediów polskich i zagranicznych.
Żona dziennikarza Krzysztofa Bobińskiego, prezesa Fundacji Unia & Polska. Ma dwoje dzieci.
Więcej o rekonstrukcji rządu TUTAJ
Wojciech Krysztofiak, blogi.newsweek:...Nowym rządcą nauki polskiej ma zostać prof. Lena Kolarska-Bobińska. Czy uchroni polskie szkolnictwo wyższe przed upadkiem? Czy ma świadomość zadań, jakie przed nią stoją? Czy okaże się jedynie politycznym figurantem? Czy będzie kontynuowała jedynie dobre pomysły Barbary Kudryckiej? (wprowadzenie mechanizmów rywalizacji do świata nauki). Czy L. Kolarska-Bobińska ma osiągnięcia naukowe, które stanowiłyby rękojmię tego, że rozumie mechanizmy funkcjonowania nauki. Czy posiada artykuły naukowe opublikowane w 30-punktowych czasopismach?
Dlaczego ministrem szkolnictwa wyższego nie może w Polsce zostać któryś z laureatów „Polskiego Nobla”? Dlaczego Ministrem szkolnictwa wyższego nie może zostać wybitny, polski naukowiec? Przed II wojną światową takim ministrem, choć przez krótki czas, był jeden z najwybitniejszych logików na świecie – Jan Łukasiewicz? Dlaczego Ministrem Szkolnictwa Wyższego nie mógłby zostać prof. Jan Woleński – jeden z czterech laureatów „Polskiego Nobla” ostatniej edycji?...
W latach 1991-1997 była dyrektorem Centrum Badania Opinii Społecznej. Od 1997 sprawowała funkcję dyrektora Instytutu Spraw Publicznych. Doradzała prezydentom Rzeczpospolitej Polskiej: w latach 1992-1995 Lechowi Wałęsie (Komitet Ekonomiczny), w 2001-2005 Aleksandrowi Kwaśniewskiemu (Grupa Refleksyjna), a także pełnomocnikowi rządu ds. negocjacji członkowskich z Unią Europejską.
Była m.in. członkiem Rady Integracji Europejskiej przy premierze. W latach 2003-2006 doradzała też komisarzowi UE ds. nauki i badań.Od 2009 roku poseł do Parlamentu Europejskiego.
Odznaczona m.in. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, a także „Idre National du Mérite” - odznaczeniem przyznawanym przez prezydenta Francji.
Komentator mediów polskich i zagranicznych.
Żona dziennikarza Krzysztofa Bobińskiego, prezesa Fundacji Unia & Polska. Ma dwoje dzieci.
Więcej o rekonstrukcji rządu TUTAJ
Wojciech Krysztofiak, blogi.newsweek:...Nowym rządcą nauki polskiej ma zostać prof. Lena Kolarska-Bobińska. Czy uchroni polskie szkolnictwo wyższe przed upadkiem? Czy ma świadomość zadań, jakie przed nią stoją? Czy okaże się jedynie politycznym figurantem? Czy będzie kontynuowała jedynie dobre pomysły Barbary Kudryckiej? (wprowadzenie mechanizmów rywalizacji do świata nauki). Czy L. Kolarska-Bobińska ma osiągnięcia naukowe, które stanowiłyby rękojmię tego, że rozumie mechanizmy funkcjonowania nauki. Czy posiada artykuły naukowe opublikowane w 30-punktowych czasopismach?
Dlaczego ministrem szkolnictwa wyższego nie może w Polsce zostać któryś z laureatów „Polskiego Nobla”? Dlaczego Ministrem szkolnictwa wyższego nie może zostać wybitny, polski naukowiec? Przed II wojną światową takim ministrem, choć przez krótki czas, był jeden z najwybitniejszych logików na świecie – Jan Łukasiewicz? Dlaczego Ministrem Szkolnictwa Wyższego nie mógłby zostać prof. Jan Woleński – jeden z czterech laureatów „Polskiego Nobla” ostatniej edycji?...
wtorek, 19 listopada 2013
Piotr Gliński o dokonaniach minister Kudryckiej
Piotr Gliński:...Wśród „zasług” ustępującej minister edukacji i szkolnictwa wyższego
najistotniejsze wydają mi się cztery kwestie. Barbara Kudrycka
doprowadziła do pauperyzacji środowiska naukowego. Za jej urzędowania
sytuacja materialna naukowców i instytucji naukowych znacznie się
pogorszyła. Mieliśmy do czynienia z antydemokratyczną polityzacją nauki,
czego najbardziej znanym przykładem jest interwencja ws. pracy
magisterskiej Pawła Zyzaka. Nastąpiła biurokratyzacja w złym stylu europejskim, która nie zaowocowała wzrostem jakości badań, natomiast przydała naukowcom dużo nowych niepotrzebnych obciążeń. Dokonała się klęska innowacyjności na styku nauki i gospodarki, i to mimo nakładów z UE.
Pokątny i mało poważny sposób zakomunikowania dymisji przez prof.
Kudrycką w mediach koresponduje z tymi dokonaniami i bylejakością rządów
ekipy Donalda Tuska...
Więcej: GP
Więcej: GP
niedziela, 17 listopada 2013
Problemy kwalifikacji do nadawania stopni naukowych na przykładzie recenzji habilitacyjnej dorobku naukowego dr Sabiny Bober
Habilitacja, jakiej jeszcze nie było
ks. prof. zw. dr hab. Zygmunt Zieliński
1. Przebieg w Komisji habilitacyjnej i Radzie Wydziału Nauk Humanistycznych KUL
Dnia 17 października 2012 r. Rada Wydziału Nauk Humanistycznych KUL(Rada
WNH) podjęła uchwałę w sprawie nadania mi stopnia doktora
habilitowanego nauk humanistycznych w dziedzinie nauk humanistycznych w
dyscyplinie historia (dalej jako uchwała Rady WNH)
Mocą § 1 uchwały Rada WNH nie nadała mi stopnia naukowego doktora habilitowanego nauk humanistycznych w dziedzinie historia.
W § 2 uchwały Rada WNH uzasadniła odmową nadania stopnia naukowego zapoznaniem się z uchwałą Komisji habilitacyjnej z dnia 12 września 2012 r. w sprawie postępowania o nadanie stopnia doktora habilitowanego (dr Sabinie Bober) oraz recenzjami dorobku naukowego (dr Sabiny Bober) sporządzonymi przez prof. dr hab. Władysławę Szulakiewicz, dra hab. Mieczysława Ryby, prof. KUL, dr hab. Hannę Konopkę, prof. Wyższej Szkoły Administracji Publicznej w Białymstoku oraz opinią prof. dr hab. Bohdana Łukaszewicza z UWM w Olsztynie i stwierdzeniem, że "mimo pozytywnej konkluzji prof. dr hab. Władysławy Szulakiewicz - recenzja jest w istocie negatywna". Rada WNH przytoczyła także wybrany przez nią fragment uchwały Komisji habilitacyjnej brzmiący "recenzja p. dr hab. Konopki zawiera zarzuty w znacznej części pokrywające się z uwagami p. prof. Władysławy Szulakiewicz". Z tego zestawienia Rada WNH wywiodła ostateczny wniosek uzasadniający odmową "że z trzech przedstawionych recenzji oceniających mój dorobek naukowy dwie są de facto negatywne". W związku z uznaniem przez Radę WNH, że dwie spośród trzech recenzji są negatywne, uznała ona, że stanowi to wystarczające uzasadnienie odmowy przyznania mi stopnia naukowego doktora habilitowanego. Tyle z odwołania od, bez wątpienia krzywdzącej, opartej na niezgodnym z votum jednej z recenzentek, decyzji Rady Wydziału Humanistycznego KUL.
Mocą § 1 uchwały Rada WNH nie nadała mi stopnia naukowego doktora habilitowanego nauk humanistycznych w dziedzinie historia.
W § 2 uchwały Rada WNH uzasadniła odmową nadania stopnia naukowego zapoznaniem się z uchwałą Komisji habilitacyjnej z dnia 12 września 2012 r. w sprawie postępowania o nadanie stopnia doktora habilitowanego (dr Sabinie Bober) oraz recenzjami dorobku naukowego (dr Sabiny Bober) sporządzonymi przez prof. dr hab. Władysławę Szulakiewicz, dra hab. Mieczysława Ryby, prof. KUL, dr hab. Hannę Konopkę, prof. Wyższej Szkoły Administracji Publicznej w Białymstoku oraz opinią prof. dr hab. Bohdana Łukaszewicza z UWM w Olsztynie i stwierdzeniem, że "mimo pozytywnej konkluzji prof. dr hab. Władysławy Szulakiewicz - recenzja jest w istocie negatywna". Rada WNH przytoczyła także wybrany przez nią fragment uchwały Komisji habilitacyjnej brzmiący "recenzja p. dr hab. Konopki zawiera zarzuty w znacznej części pokrywające się z uwagami p. prof. Władysławy Szulakiewicz". Z tego zestawienia Rada WNH wywiodła ostateczny wniosek uzasadniający odmową "że z trzech przedstawionych recenzji oceniających mój dorobek naukowy dwie są de facto negatywne". W związku z uznaniem przez Radę WNH, że dwie spośród trzech recenzji są negatywne, uznała ona, że stanowi to wystarczające uzasadnienie odmowy przyznania mi stopnia naukowego doktora habilitowanego. Tyle z odwołania od, bez wątpienia krzywdzącej, opartej na niezgodnym z votum jednej z recenzentek, decyzji Rady Wydziału Humanistycznego KUL.
2. Osobliwa recenzja
Prawdziwym curiosum jest jednak recenzja habilitacyjna dorobku
naukowego dr Sabiny Bober pióra dr hab. Hanny Konopki, profesora Wyższej
Szkoły Administracji Publicznej im. Stanisława Staszica w Białymstoku.
Elaborat liczący 28 stron przedstawiony przez autorkę jako recenzja
habilitacyjna, takową w żadnym przypadku nie jest. Wprawdzie dama
licząca sobie 62 lata, habilitowana na Katolickim Uniwersytecie
Lubelskim na Wydziale Humanistycznym w 1996 r. (wtedy nie miał on
zmienionej w 2005 r. nazwy, kiedy dodano słowa: Jana Pawła II)
wystartowała z recenzją habilitacyjną, bodajże czy nie po raz pierwszy w
życiu, właśnie w 2012 r. w przypadku wyżej podanym.
Skomentowanie tej recenzji wymagałoby tekstu o objętości co najmniej kilkudziesięciu stron, gdyż każda "rewelacja" w niej zawarta wymaga merytorycznego odniesienia się. Ponieważ jednak recenzja pani Konopki jest w Internecie, można sobie ten trud podarować, odsyłając zainteresowanych do tego zadziwiającego utworu.
Mam już pracę dydaktyczną za sobą, a w sumie w historii działam od ponad 50 lat. Toteż zdarzyło mi się pisać kilkadziesiąt recenzji habilitacyjnych, profesorskich, doktorskich nie liczę. Sam zresztą wypromowałem 45 doktorów, z których ponad połowa się habilitowała, a kilku ma już tytuły profesorskie, nie wiadomo dlaczego nazwane belwederskimi, ale mniejsza z tym. Wspominam o tym, gdyż chcę po prostu zaznaczyć, że wiem, jak się pisze recenzje, obojętnie jakie, bo w tym względzie obowiązują surowe normy. Recenzja może uwypuklić zarówno czyjeś zalety i wiedzę, a może też wdeptać człowieka w ziemię. O recenzji pani Konopki nie można powiedzieć ani jednego ani drugiego, gdyż recenzją jej elaborat nie jest, co, każdy zainteresowany w tym względzie i znający zasady recenzowania takiego dorobku, sięgając do Internetu, może stwierdzić bez trudu. Dlaczego utwór p. Konopki nie jest recenzją? Z prostej przyczyny, gdyż jest paszkwilem. To przede wszystkim. A ponadto posiada zasadniczy brak: nie zawiera charakterystyki recenzowanego dorobku, co z kolei jest wymogiem rudymentarnym. Należy więc jasno przedstawić najpierw jego treść, a następnie się do niej ustosunkować. Czytelnik recenzji powinien zyskać jednoznaczny obraz osiągnięć habilitanta. Tego w recenzji pani Konopki nie ma, ponieważ widocznie zabrakło jej umiejętności uchwycenia istoty ocenianych prac habilitantki. Chodzi tu zresztą w istocie tylko o książkę pani Bober pod tytułem Walka o dusze dzieci i młodzieży w pierwszym dwudziestoleciu Polski Ludowej liczącą 433 strony tekstu i 50 stron zestawień literatury i źródeł. Recenzentka po prostu wycięła z kontekstu tej monografii kilkadziesiąt zdań, często nie całych, ale we fragmentach, i dorabiając do tego swój komentarz faszerowany prymitywnymi złośliwościami - stąd właśnie paszkwilancki charakter jej tekstu. Jako całość zdradza on chęć niszczenia dorobku habilitantki. Ponieważ czyni to w sposób prymitywny, intencje jej są aż nadto przejrzyste. O jej wprost zdumiewającym, miejscami zabawnym, zarozumialstwie, świadczy fakt, że w ani jednym miejscu nie popiera swe "światłej" krytyki czyjąś opinią, zaczerpniętą ze źródła czy opracowania, poprzestając na odwołaniem się do własnego autorytetu, ewentualnie wiedzy encyklopedycznej, choć stosuje krytykę totalną, nie znajdując w książce pani Bober żadnej pozytywnej wartości.
Pani Konopka zatytułowała swą recenzję następująco: Recenzja rozprawy habilitacyjnej dr Sabiny Bober, Walka o dusze dzieci i młodzieży w pierwszym dziesięcioleciu Polski Ludowej. Wydawnictwo KUL, Lublin 2011, s. 438 oraz ocena jej dorobku naukowego. Pomijając fakt, że pani Bober nie przedstawiła "rozprawy habilitacyjnej", a tylko całość swego dorobku liczącego w sumie 48 pozycji, pani Konopka poświęciła w swej recenzji liczącej 28 stron, 24 z nich owej "rozprawie habilitacyjnej", niemalże ignorując pozostaly dorobek habilitantki, bardzo pobieżnie i chaotycznie potraktowany na dwóch i pół stronach, gdzie sili się na krytykę kilku artykułów pani Bober. Zważywszy na to, że dorobek tej ostatniej obejmuje 48 pozycji, w tym pięć książek, taka jego ocena musi zaskakiwać i prowadzić do skrajnych konkluzji, m. in. do założenia, że pani Konopka po prostu zapoznanie się z dorobkiem pani Bober uznała za zbyteczne, ponieważ z góry zakładała negatywną jego ocenę. Najbardziej męczące w czytaniu elaboratu pani Konopki jest albo zupełne niezrozumienie przez nią tego, co sama pisze, albo naginanie tekstu p. Bober do swoich, względnie czyichś, potrzeb. Nie można tu tego zjawiska zegzemplifikować w całej rozciągłości, gdyż zajęłoby to kilkadziesiąt stron. Kilka przykładów trzeba jednak dać. Oto pierwszy lepszy z brzegu: na s. 2 swego tekstu wyrywa pani Konopka z kontekstu jednego z artykułów pani Bober stwierdzenie, że w nauczaniu biskupów polskich w okresie PRL często pojawiały się wątki profesjonalnie ateistyczne, które dotykały kwestii moralnych względnie religijnych ... I dalej inny wyrwany fragment z tekstu pani Bober mówiący o tym, że Kościół teoretycznie poddany wielu ograniczeniom, mógł mimo wszystko działać... A oto komentarz pani Konopki: "Badając inny wycinek stosunków między państwem a Kościołem w latach 1944-1961 nie spotkałam się z ani jednym przypadkiem "podobnego nauczania", bowiem Kościół poddany był wielu praktycznym ograniczeniom - najczęściej administracyjnym". Koniec wywodu pani Konopki. Otóż dowodem nie do odparcia na rzekome nieuctwo pani Bober ma być tylko fakt, że pani Konopka z czymś się nie spotkała. A tak nawiasem mówiąc, w swojej książce ma temat nauczania religii mogłaby znaleźć wiele miejsc dowodzących, że nie "spotkała się ona" także z tym czy innym źródłem. Gdyby pani Konopka, pisząc swą pracę o nauczaniu religii zwróciła uwagę na doświadczenia osób uczących religii w uwzględnionym przez siebie czasie, mogłaby z łatwością zweryfikować pewne swe informacje zaczerpnięte ze źródeł pisanych, głównie akt normatywnych. Żaden recenzent przy zdrowych zmysłach, nie zaślepiony stronniczością, nie czyniłby jej zarzutu z powodu pominięcia tych źródeł, ponieważ dobór źródeł, to nie rzecz recenzenta, ale autora pracy. Ucząc w czasie opisywanym przez panią Konopkę religii we wszystkich niemal typach szkół, łącznie z domem poprawczym, mógłbym na ten temat sporo powiedzieć, bynajmniej nie z korzyścią dla pracy habilitacyjnej pani Konopki. Mam wrażenie, że podarowali jej to także recenzenci jej habilitacji odbytej na KUL w 1996 r. I słusznie, bowiem recenzent w takim przypadku musi przede wszystkim uchwycić całokształt meritum czyjegoś dorobku. Brak umiejętności w tym zakresie rzuca się jednak w przypadku recenzji tu omawianej ewidentnie w oczy. Nie wiem, ile w ogóle recenzji ma na swoim koncie pani Konopka, ale nie może to być znacząca ilość, skoro popisuje się ona niedorzecznościami, w dodatku powołując się buńczucznie na wymogi naukowości. Otóż warto wiedzieć, że to, co wyżej zostało przez nią tak unicestwione w artykule p. Bober, bo stale o nim mowa, dotyczyło abpa Tokarczuka, który nie tylko artykułu nie skrytykował, ale go, podobnie jak inne prace pani Bober, publicznie pochwalił, podkreślając jego rzeczowość i wierny obraz rzeczywistości w nim zawarty. Okazuje się jednak, że pani Konopka lepiej zna agendy abpa Tokarczuka niż on sam. Poza tym, biskupi, zwłaszcza prymas Wyszyński poruszali bardzo często tematykę profesjonalnie - właśnie profesjonalnie, a nie propagandowo - ateistyczną, gdyż musieli ją konfrontować z indoktrynacją, której tezy podważali. Kościół był faktycznie poddany wielu prawnym, ale można też powiedzieć, że często raczej teoretycznym ograniczeniom, gdyż gdyby je wszystkie wprowadzono w czyn, nie mógłby w ogóle działać na wielu polach. To są rzeczy, o których z doświadczenia dobrze wie każdy starszej generacji ksiądz, a powinien wiedzieć także każdy historyk zabierający w tej sprawie głos. Gdyby pani Konopka. trochę poczytała bogatej na ten temat literatury, nie musiałaby, lub nawet nie mogła, pisać takich nonsensów, w dodatku czyniąc z nich narzędzie niszczenia czyjejś pracy naukowej, dodajmy doskonale udokumentowanej. Pani Bober nie ma widocznie szczęścia do pań recenzentek, gdyż także w drugiej, wprawdzie pozytywnej dla niej recenzji, znalazła się wzmianka, że oparła ona swą pracę Walka o dusze ... na literaturze przeplatając tekst cytatami wziętymi ze źródeł. Nawet tej pracy nie czytając, a tylko przeglądając odnośniki, można się przekonać, że ich 80 % zaczerpniętych jest właśnie ze źródeł, nota bene bardzo zróżnicowanych. Autorka wykorzystała 18 archiwów, na co obie recenzentki nie zwróciły najmniejszej uwagi. Można wybaczyć tak powierzchowne, a bez wątpienia krzywdzące stwierdzenie, jak wyżej przytoczone. Natomiast poza wszelkie normy, już nie naukowości, a przyzwoitości wykracza to, co z kolei pani Konopka pisze na temat książki pani Bober o parafii Matki Boskiej Królowej Polski. Cytuję: "Dr Sabina Bober jest także autorką książki Parafia Matki Bożej Królowej Polski. Pierwsze ćwierćwiecze. Oaza solidarności. To popularyzatorskie opracowanie, o którym autorka nieskromnie pisze, że książka wyróżnia się w gronie podobnych prac (Autoreferat. S. 10) jest w jakimś stopniu zasługą osób, które dokonały wysegregowania akt parafialnych lub uczestniczyły w kwerendzie niektórych materiałów i w konsultowaniu autorki. Zwraca na to uwagę ks. prof. Zygmunt Zieliński we wstępie do tej niewielkiej książeczki. Pozostawia to wątpliwości co do zakresu udziału dr Bober w całości prac nad przygotowaniem koncepcji, zbieraniem źródeł i opracowań. Uczucie niedosytu po lekturze spowodowane jest brakiem wstępu napisanego przez autorkę, gdyż wstęp ks. prof. Zielińskiego zawiera wiele niedomówień i pozostawia sporo niejasności. Znakiem zapytania należy także opatrzyć jeden z podtytułów książki: Oaza solidarności, gdyż jej lektura, a także okładki wskazują na parafię jako oazę Solidarności." Tyle pani Konopka. W tej ocenie mieszają się ze sobą następujące sprawy: najpierw jest to na siłę robiona tendencyjność, żeby szukać dziury w całym - umyślnie wybrałem ten fragment tekstu pani Konopki, bo taki sposób jej komentarza obecny jest w całej "recenzji" na każdym kroku, następnie fantazjowanie poświęcone temu, co w książce jest jasne i jednoznaczne. Ponieważ nie można było znaleźć pretekstu w samym opracowaniu, którego z całą pewnością pani Konopka nie czytała, ograniczając się najwyżej do wstępu, dlatego puszcza ona wodze fantazji, interpretując przedstawione we wstępie, przyznaję skomplikowane, drogi do materiałów źródłowych. Pani Konopka nie wie widocznie, że zlecanie kwerendy ze wskazaniem jej przedmiotów jest ogólnie stosowane i zajmują się tym nawet specjalne biura. Nie wiem, jakie ma pani Konopka doświadczenie w tym względzie sięgające ośrodków krajowych i zagranicznych. Jednak p. Bober nie zleciła nikomu kwerendy, a tylko skorzystała z tego, że proboszcz parafii sam w biurze wyszukał teczki dotyczące sprawy, ponieważ akta kancelarii parafialnej to nie archiwum, a korzystanie z nich uzależnione jest od rządcy parafii. Dlatego o kwerendzie w ścisłym tego słowa znaczeniu nie może być mowy. Konsultacja z kolei, to rzecz w nauce nie tylko przyjęta, ale wręcz zalecana i gdyby pani Konopka z takowej skorzystała, to potrafiłaby nawet tę, być może pierwszą w swym życiu recenzję habilitacyjną napisać tak, jak należy, nie wdając się w modus plotkarski, godny raczej Bazaru Różyckiego, a nie gremium naukowego, nawet takiego jak Instytut Historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Jeśli pani Bober korzystała z informacji ustnych, to przecież pisała o parafii, w której budowie uczestniczyli ludzie jeszcze żyjący. Pani Konopka, zamiast zarzucać pani Bober brak skromności, mogłaby lepiej zapoznać się choćby z kilkoma analogicznymi pracami na temat parafii, co pomogłoby jej właściwie ocenić monografię pani Bober, oczywiście pod warunkiem, żeby pofatygowała się ją przeczytać. Wstęp napisany przeze ks. Zielińskiego zawiera wszystko, co wymaga w przypadku tej pracy wyjaśnień, a pisząc o niedosycie, powinna pani Konopka określić jego przedmiot. Czyniąc zarzut z błędu literowego w tytule, sama też nie ustrzegła się błędu nie dając wyrazu Solidarność w cudzysłowie. Gdyby piszący te słowa chciał naśladować mentalność pani Konopki, musiałby jej wytknąć jeszcze większy błąd, gdyż solidarność w jej wersji może także odznaczać fabrykę słodyczy w Lublinie. To, co piszę w tej chwili jest, oczywiście, bez sensu, wyznaję to otwarcie, ale po prostu pragnę unaocznić efekt posługiwania się podobnymi kryteriami, jakich używa pani Konopka w swym elaboracie. Zachodzi tu także rzecz, obok której nie sposób przejść obojętnie. W tym, co pisze pani Konopka kryje się ledwie zawoalowana insynuacja, podważająca autorstwo pani Bober w odniesieniu do wymienionej ksiązki, a to jest już bezpodstawnym pomówieniem, co nie wymaga komentarza, a w recenzji jest czymś więcej niż brakiem wiedzy o ocenianym przedmiocie. Po prostu recenzentka nie gardzi żadnym, nawet najprymitywniejszym sposobem pognębienia nie tyle ocenianego przez siebie dzieła, ile jego autorki. W ocenach tak ważnych, jak habilitacja jest to niedopuszczalne, a winę ponosi tu nie tylko autorka takich dywagacji, ale wszyscy, którzy ją do tego upoważnili. Powinno się koniecznie badać nie tylko kompetencje osób ubiegających się o stopnie naukowe, ale także, a może nawet w pierwszym rzędzie, tych, którzy o takim awansie mają decydować. Ich brak kompetencji, to uszczerbek nie tylko dla nauki, ale także dla powinności czysto ludzkich. Pani Konopka. wykazała dobitnie, że nie posiada wystarczających kwalifikacji naukowych, i to nie tylko do sporządzania ocen czyjegoś dorobku.
We wprost karygodny sposób zlekceważyła ona całokształt dorobku naukowego dr Bober, wzmiankując na jego temat dosłownie na 2,5 stronach (s. 2-3 recenzji). W końcu dr Bober przedstawiła, co wyżej zauważono, 48 pozycji swego dorobku. Sam byłem recenzentem habilitacji na Instytucie Historii Wydziału Humanistycznego KUL, gdzie prócz pracy habilitacyjnej habilitanci przedstawiali 8 lub 12 artykułów wcale nie wielkich lotów i habilitacje przechodziły. Pani Konopka. 47 pozycji dorobku pani Bober potraktowała, jak gdyby one faktycznie nie istniały, ograniczając się do niedbałej, a niszczącej krytyki kilku z nich. Prócz "rozprawy habilitacyjnej", której omówienia brak, bo zastępuje je mozaika wyrwanych z kontekstu i po swojemu przez p. Konopkę skomentowanych zdań, w dorobku p. Bober znajduje się tam 5 pozycji książkowych i jedna współautorska. O książce poświęconej parafii lubelskiej znalazła się opinia, której poziom wyżej scharakteryzowano, inne pozycje prostu pominięto w ocenie. Ten lekceważący stosunek recenzentki do ocenianego dorobku należy skonfrontować z jej własnym dorobkiem, który jest znacznie skromniejszy od tego, co zaprezentowała dr Bober. Żeby nie być gołosłownym posłużymy się faktami: W Internecie jako najważniejsze swe pozycje podaje p. K. następujące:
1. Problemy edukacji historycznej i obywatelskiej młodzieży w latach 1918-1939, Warszawa 1986 (współautor).
2. Edukacja historyczna w polskich szkołach powszechnych 1918-1939, Białystok 1987.
3. Religia w szkołach Polski Ludowej. Sprawa nauczania religii w polityce państwa 1944-1961, Białystok i uzupełnione1995; wyd. II - poprawione, Białystok 1997.
4. 17 lat nauczania religii w Polsce Ludowej. Wybór dokumentów, opr. H. Konopka, Białystok 1998.
5. Leksykon historii Polski po II wojnie światowej 1944-1997, Warszawa 1999 (współautor).
6. Wiedza o społeczeństwie. Wychowanie obywatelskie w gimnazjum. Przewodnik metodyczny i program nauczania, Warszawa 1999.
7. Wiedza o społeczeństwie. Wychowanie obywatelskie. Podręcznik dla gimnazjum, Warszawa 1999.
8. Edukacja europejska. Ścieżka edukacyjna dla gimnazjum, Warszawa 2000.
9. Wiedza o społeczeństwie. Wychowanie do aktywnego udziału w życiu gospodarczym. Przewodnik metodyczny i program nauczania, Warszawa 2000.
10. Wiedza o społeczeństwie. Wychowanie do aktywnego udziału w życiu gospodarczym, Warszawa 2000 (współautor).
Nie trzeba się specjalnie zagłębiać w meritum poszczególnych publikacji, żeby stwierdzić, iż tożsamość występuję w przypadku pozycji 1 i 2 oraz 6, 9, 10, a dalej 3 i 4. Są to więc w sumie, gdy chodzi o podjętą problematykę 3 pozycje oryginalne. Z kolei pozycja nr 8 byłaby jako novum merytoryczne czwartą. Co zaś do pozycji 5, to powstaje pytanie, czy autor artykułów leksykalnych może nazwać się współautorem leksykonu. Nie przyszło mi do głowy, żeby określić się jako współautor Encyklopedii Katolickiej, choć mam tam kilkadziesiąt haseł.
Na tle tej pobieżnej analizy najważniejszych publikacji pani Konopki jawi się pytanie czy wymóg ustawowy, jak by nie było, nakazujący dobieranie recenzentów z grona renomowanych znawców recenzowanych zagadnień jest tylko pustym frazesem. Casus pani Konopki na to by wskazywał.
W Uchwale Komisji habilitacyjnej z dnia 15 września 2012 r. w sprawie postępowania o nadanie stopnia doktora habilitowanego dr Sabinie Bober w dziedzinie nauk humanistycznych w dyscyplinie historii czytamy: "Recenzja Pani Profesor (Konopki - ZZ) zawiera zarzuty w znacznej mierze pokrywające się z zarzutami prof. Władysławy Szulakiewicz. Recenzentka wskazała na skromny dorobek naukowy Habilitantki". Wystarczy porównać recenzje p. Konopki i p. Szulakiewicz, żeby się przekonać, jak fałszywe jest to zdanie. A co do skromnych rozmiarów dorobku pani Bober legitymującej się 48 pozycjami, nie powinna się wypowiadać osoba, która swoje kwantum dorobku multiplikuje powtarzaniem tych samych publikacji i podawaniem ich jako nowe publikacje.
Oczywiście od strony formalnej, zarówno recenzje p. dr hab. Ryby jak pani prof. Szulakiewicz nie nastręczają żadnych wątpliwości. Recenzja pani Konopki nie odpowiada normom przyjętym w żadnej recenzji, a tym bardziej habilitacyjnej. Po prostu, ona tego nie potrafi robić.
Trudno się zgodzić ze twierdzeniem pani prof. Szulakiewicz, iż kilka czy kilkanaście publikacji na temat historii wychowania wyczerpuje problem podjęty przez p. Bober, co należy rozumieć, jako niemożność napisania w tym względzie niczego oryginalnego. Po pierwsze dorobek pani Bober nie jest z tej dziedziny, którą sugeruje p. Szulakiewicz, a nawet gdyby był, to czy kilka tysięcy prac poświęconych Bismarckowi zamyka drogę piszącym na jego temat. Uważam, że najnowsza biografia Bismarcka pióra profesora Trzeciakowskiego ma swoją rację bytu. Poza tym prof. Szulakiewicz ocenia książką p. Bober Walka dusze według kryteriów przyjętych w studiach pedagogicznych, dlatego mogła napisać, że: "autorka chociaż zna metodę historyczną i zebrała źródła archiwalne, to nie zna i nie rozumie specyfiki badań historyczno-oświatowych. Dlatego nie potrafiła oddać rzeczywistości edukacyjnej w jej faktycznym wymiarze, interpretując opisane zjawiska jednowymiarowo, w perspektywie owej walki o dzieci i młodzież, przyjmując jedynie polityczny punkt widzenia". Mocne to słowa i równie niesprawiedliwe, a także nie do końca zrozumiałe. Ale dla oceniającego książkę tę jako szeroko zakrojoną monografię ujmującą właśnie zjawiska towarzyszące tworzeniu "nowego człowieka i nowego społeczeństwa" od strony celów politycznych i narzędzi ich realizowania - a tym książka jest - nie zaś od ciasnej ścieżki pedagogiczno-wychowawczej, słowa pani prof. Szulakiewicz nie zawierają werdyktu niszczącego dzieło. Są co najwyżej nieporozumieniem, zdarzającym się nierzadko, kiedy wypowiada ktoś na temat obcej sobie dziedziny.
Kończąc ten wywód muszę jednak nawiązać do sprawy zasadniczej.
1. Przywołany wyżej protokół Komisji habilitacyjnej przedstawia dorobek naukowy i kwalifikacje do habilitacji p. dr Bober w sposób wyłącznie negatywny, co nie odpowiada prawdzie, gdyż nie zgadza się ani z treścią dwóch recenzji a także opinii większości członków Komisji..
2. Rada Wydziału Humanistycznego KUL podjęła decyzję negatywną w stosunku do habilitacji pani dr Bober po zapoznaniu się z nieprawdziwymi przesłankami zaprezentowanymi przez jej przewodniczącego, dziekana Łaszkiewicza, który jednoznacznie pozytywne votum pani prof. Szulakiewicz przedstawił jako votum negatywne. Brak protestu ze strony pani Szulakiewicz wobec tak istotnego zniekształcenia jej oceny pozostaje jej tajemnicą. Werdykt Komisji habilitacyjnej brzmiał: 4 pozytywne głosy, 1 negatywny, 1 wstrzymujący się, przy jednym członku Komisji nieobecnym.
3. Ponieważ zachodzi w tym przypadku oczywiste fałszerstwo, należy cały przewód uznać nieważny, a winnych nadużycia pociągnąć do odpowiedzialności karnej.
4. Osobna sprawa, to poważna wątpliwość, czy Rada Wydziału manifestująca tak niefrasobliwy stosunek do stawianych jej zadań, w tym przypadku podejmowania decyzji tak ważkiej dla kariery naukowej i w ogóle życia drugiego człowieka, posiada w ogóle kwalifikacje do nadawania stopni naukowych, zwłaszcza w rodzaju habilitacji i czy profesur? W dodatku trzeba stwierdzić, że ogromna większość jej członków nie ma nic wspólnego z historią.
Skomentowanie tej recenzji wymagałoby tekstu o objętości co najmniej kilkudziesięciu stron, gdyż każda "rewelacja" w niej zawarta wymaga merytorycznego odniesienia się. Ponieważ jednak recenzja pani Konopki jest w Internecie, można sobie ten trud podarować, odsyłając zainteresowanych do tego zadziwiającego utworu.
Mam już pracę dydaktyczną za sobą, a w sumie w historii działam od ponad 50 lat. Toteż zdarzyło mi się pisać kilkadziesiąt recenzji habilitacyjnych, profesorskich, doktorskich nie liczę. Sam zresztą wypromowałem 45 doktorów, z których ponad połowa się habilitowała, a kilku ma już tytuły profesorskie, nie wiadomo dlaczego nazwane belwederskimi, ale mniejsza z tym. Wspominam o tym, gdyż chcę po prostu zaznaczyć, że wiem, jak się pisze recenzje, obojętnie jakie, bo w tym względzie obowiązują surowe normy. Recenzja może uwypuklić zarówno czyjeś zalety i wiedzę, a może też wdeptać człowieka w ziemię. O recenzji pani Konopki nie można powiedzieć ani jednego ani drugiego, gdyż recenzją jej elaborat nie jest, co, każdy zainteresowany w tym względzie i znający zasady recenzowania takiego dorobku, sięgając do Internetu, może stwierdzić bez trudu. Dlaczego utwór p. Konopki nie jest recenzją? Z prostej przyczyny, gdyż jest paszkwilem. To przede wszystkim. A ponadto posiada zasadniczy brak: nie zawiera charakterystyki recenzowanego dorobku, co z kolei jest wymogiem rudymentarnym. Należy więc jasno przedstawić najpierw jego treść, a następnie się do niej ustosunkować. Czytelnik recenzji powinien zyskać jednoznaczny obraz osiągnięć habilitanta. Tego w recenzji pani Konopki nie ma, ponieważ widocznie zabrakło jej umiejętności uchwycenia istoty ocenianych prac habilitantki. Chodzi tu zresztą w istocie tylko o książkę pani Bober pod tytułem Walka o dusze dzieci i młodzieży w pierwszym dwudziestoleciu Polski Ludowej liczącą 433 strony tekstu i 50 stron zestawień literatury i źródeł. Recenzentka po prostu wycięła z kontekstu tej monografii kilkadziesiąt zdań, często nie całych, ale we fragmentach, i dorabiając do tego swój komentarz faszerowany prymitywnymi złośliwościami - stąd właśnie paszkwilancki charakter jej tekstu. Jako całość zdradza on chęć niszczenia dorobku habilitantki. Ponieważ czyni to w sposób prymitywny, intencje jej są aż nadto przejrzyste. O jej wprost zdumiewającym, miejscami zabawnym, zarozumialstwie, świadczy fakt, że w ani jednym miejscu nie popiera swe "światłej" krytyki czyjąś opinią, zaczerpniętą ze źródła czy opracowania, poprzestając na odwołaniem się do własnego autorytetu, ewentualnie wiedzy encyklopedycznej, choć stosuje krytykę totalną, nie znajdując w książce pani Bober żadnej pozytywnej wartości.
Pani Konopka zatytułowała swą recenzję następująco: Recenzja rozprawy habilitacyjnej dr Sabiny Bober, Walka o dusze dzieci i młodzieży w pierwszym dziesięcioleciu Polski Ludowej. Wydawnictwo KUL, Lublin 2011, s. 438 oraz ocena jej dorobku naukowego. Pomijając fakt, że pani Bober nie przedstawiła "rozprawy habilitacyjnej", a tylko całość swego dorobku liczącego w sumie 48 pozycji, pani Konopka poświęciła w swej recenzji liczącej 28 stron, 24 z nich owej "rozprawie habilitacyjnej", niemalże ignorując pozostaly dorobek habilitantki, bardzo pobieżnie i chaotycznie potraktowany na dwóch i pół stronach, gdzie sili się na krytykę kilku artykułów pani Bober. Zważywszy na to, że dorobek tej ostatniej obejmuje 48 pozycji, w tym pięć książek, taka jego ocena musi zaskakiwać i prowadzić do skrajnych konkluzji, m. in. do założenia, że pani Konopka po prostu zapoznanie się z dorobkiem pani Bober uznała za zbyteczne, ponieważ z góry zakładała negatywną jego ocenę. Najbardziej męczące w czytaniu elaboratu pani Konopki jest albo zupełne niezrozumienie przez nią tego, co sama pisze, albo naginanie tekstu p. Bober do swoich, względnie czyichś, potrzeb. Nie można tu tego zjawiska zegzemplifikować w całej rozciągłości, gdyż zajęłoby to kilkadziesiąt stron. Kilka przykładów trzeba jednak dać. Oto pierwszy lepszy z brzegu: na s. 2 swego tekstu wyrywa pani Konopka z kontekstu jednego z artykułów pani Bober stwierdzenie, że w nauczaniu biskupów polskich w okresie PRL często pojawiały się wątki profesjonalnie ateistyczne, które dotykały kwestii moralnych względnie religijnych ... I dalej inny wyrwany fragment z tekstu pani Bober mówiący o tym, że Kościół teoretycznie poddany wielu ograniczeniom, mógł mimo wszystko działać... A oto komentarz pani Konopki: "Badając inny wycinek stosunków między państwem a Kościołem w latach 1944-1961 nie spotkałam się z ani jednym przypadkiem "podobnego nauczania", bowiem Kościół poddany był wielu praktycznym ograniczeniom - najczęściej administracyjnym". Koniec wywodu pani Konopki. Otóż dowodem nie do odparcia na rzekome nieuctwo pani Bober ma być tylko fakt, że pani Konopka z czymś się nie spotkała. A tak nawiasem mówiąc, w swojej książce ma temat nauczania religii mogłaby znaleźć wiele miejsc dowodzących, że nie "spotkała się ona" także z tym czy innym źródłem. Gdyby pani Konopka, pisząc swą pracę o nauczaniu religii zwróciła uwagę na doświadczenia osób uczących religii w uwzględnionym przez siebie czasie, mogłaby z łatwością zweryfikować pewne swe informacje zaczerpnięte ze źródeł pisanych, głównie akt normatywnych. Żaden recenzent przy zdrowych zmysłach, nie zaślepiony stronniczością, nie czyniłby jej zarzutu z powodu pominięcia tych źródeł, ponieważ dobór źródeł, to nie rzecz recenzenta, ale autora pracy. Ucząc w czasie opisywanym przez panią Konopkę religii we wszystkich niemal typach szkół, łącznie z domem poprawczym, mógłbym na ten temat sporo powiedzieć, bynajmniej nie z korzyścią dla pracy habilitacyjnej pani Konopki. Mam wrażenie, że podarowali jej to także recenzenci jej habilitacji odbytej na KUL w 1996 r. I słusznie, bowiem recenzent w takim przypadku musi przede wszystkim uchwycić całokształt meritum czyjegoś dorobku. Brak umiejętności w tym zakresie rzuca się jednak w przypadku recenzji tu omawianej ewidentnie w oczy. Nie wiem, ile w ogóle recenzji ma na swoim koncie pani Konopka, ale nie może to być znacząca ilość, skoro popisuje się ona niedorzecznościami, w dodatku powołując się buńczucznie na wymogi naukowości. Otóż warto wiedzieć, że to, co wyżej zostało przez nią tak unicestwione w artykule p. Bober, bo stale o nim mowa, dotyczyło abpa Tokarczuka, który nie tylko artykułu nie skrytykował, ale go, podobnie jak inne prace pani Bober, publicznie pochwalił, podkreślając jego rzeczowość i wierny obraz rzeczywistości w nim zawarty. Okazuje się jednak, że pani Konopka lepiej zna agendy abpa Tokarczuka niż on sam. Poza tym, biskupi, zwłaszcza prymas Wyszyński poruszali bardzo często tematykę profesjonalnie - właśnie profesjonalnie, a nie propagandowo - ateistyczną, gdyż musieli ją konfrontować z indoktrynacją, której tezy podważali. Kościół był faktycznie poddany wielu prawnym, ale można też powiedzieć, że często raczej teoretycznym ograniczeniom, gdyż gdyby je wszystkie wprowadzono w czyn, nie mógłby w ogóle działać na wielu polach. To są rzeczy, o których z doświadczenia dobrze wie każdy starszej generacji ksiądz, a powinien wiedzieć także każdy historyk zabierający w tej sprawie głos. Gdyby pani Konopka. trochę poczytała bogatej na ten temat literatury, nie musiałaby, lub nawet nie mogła, pisać takich nonsensów, w dodatku czyniąc z nich narzędzie niszczenia czyjejś pracy naukowej, dodajmy doskonale udokumentowanej. Pani Bober nie ma widocznie szczęścia do pań recenzentek, gdyż także w drugiej, wprawdzie pozytywnej dla niej recenzji, znalazła się wzmianka, że oparła ona swą pracę Walka o dusze ... na literaturze przeplatając tekst cytatami wziętymi ze źródeł. Nawet tej pracy nie czytając, a tylko przeglądając odnośniki, można się przekonać, że ich 80 % zaczerpniętych jest właśnie ze źródeł, nota bene bardzo zróżnicowanych. Autorka wykorzystała 18 archiwów, na co obie recenzentki nie zwróciły najmniejszej uwagi. Można wybaczyć tak powierzchowne, a bez wątpienia krzywdzące stwierdzenie, jak wyżej przytoczone. Natomiast poza wszelkie normy, już nie naukowości, a przyzwoitości wykracza to, co z kolei pani Konopka pisze na temat książki pani Bober o parafii Matki Boskiej Królowej Polski. Cytuję: "Dr Sabina Bober jest także autorką książki Parafia Matki Bożej Królowej Polski. Pierwsze ćwierćwiecze. Oaza solidarności. To popularyzatorskie opracowanie, o którym autorka nieskromnie pisze, że książka wyróżnia się w gronie podobnych prac (Autoreferat. S. 10) jest w jakimś stopniu zasługą osób, które dokonały wysegregowania akt parafialnych lub uczestniczyły w kwerendzie niektórych materiałów i w konsultowaniu autorki. Zwraca na to uwagę ks. prof. Zygmunt Zieliński we wstępie do tej niewielkiej książeczki. Pozostawia to wątpliwości co do zakresu udziału dr Bober w całości prac nad przygotowaniem koncepcji, zbieraniem źródeł i opracowań. Uczucie niedosytu po lekturze spowodowane jest brakiem wstępu napisanego przez autorkę, gdyż wstęp ks. prof. Zielińskiego zawiera wiele niedomówień i pozostawia sporo niejasności. Znakiem zapytania należy także opatrzyć jeden z podtytułów książki: Oaza solidarności, gdyż jej lektura, a także okładki wskazują na parafię jako oazę Solidarności." Tyle pani Konopka. W tej ocenie mieszają się ze sobą następujące sprawy: najpierw jest to na siłę robiona tendencyjność, żeby szukać dziury w całym - umyślnie wybrałem ten fragment tekstu pani Konopki, bo taki sposób jej komentarza obecny jest w całej "recenzji" na każdym kroku, następnie fantazjowanie poświęcone temu, co w książce jest jasne i jednoznaczne. Ponieważ nie można było znaleźć pretekstu w samym opracowaniu, którego z całą pewnością pani Konopka nie czytała, ograniczając się najwyżej do wstępu, dlatego puszcza ona wodze fantazji, interpretując przedstawione we wstępie, przyznaję skomplikowane, drogi do materiałów źródłowych. Pani Konopka nie wie widocznie, że zlecanie kwerendy ze wskazaniem jej przedmiotów jest ogólnie stosowane i zajmują się tym nawet specjalne biura. Nie wiem, jakie ma pani Konopka doświadczenie w tym względzie sięgające ośrodków krajowych i zagranicznych. Jednak p. Bober nie zleciła nikomu kwerendy, a tylko skorzystała z tego, że proboszcz parafii sam w biurze wyszukał teczki dotyczące sprawy, ponieważ akta kancelarii parafialnej to nie archiwum, a korzystanie z nich uzależnione jest od rządcy parafii. Dlatego o kwerendzie w ścisłym tego słowa znaczeniu nie może być mowy. Konsultacja z kolei, to rzecz w nauce nie tylko przyjęta, ale wręcz zalecana i gdyby pani Konopka z takowej skorzystała, to potrafiłaby nawet tę, być może pierwszą w swym życiu recenzję habilitacyjną napisać tak, jak należy, nie wdając się w modus plotkarski, godny raczej Bazaru Różyckiego, a nie gremium naukowego, nawet takiego jak Instytut Historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Jeśli pani Bober korzystała z informacji ustnych, to przecież pisała o parafii, w której budowie uczestniczyli ludzie jeszcze żyjący. Pani Konopka, zamiast zarzucać pani Bober brak skromności, mogłaby lepiej zapoznać się choćby z kilkoma analogicznymi pracami na temat parafii, co pomogłoby jej właściwie ocenić monografię pani Bober, oczywiście pod warunkiem, żeby pofatygowała się ją przeczytać. Wstęp napisany przeze ks. Zielińskiego zawiera wszystko, co wymaga w przypadku tej pracy wyjaśnień, a pisząc o niedosycie, powinna pani Konopka określić jego przedmiot. Czyniąc zarzut z błędu literowego w tytule, sama też nie ustrzegła się błędu nie dając wyrazu Solidarność w cudzysłowie. Gdyby piszący te słowa chciał naśladować mentalność pani Konopki, musiałby jej wytknąć jeszcze większy błąd, gdyż solidarność w jej wersji może także odznaczać fabrykę słodyczy w Lublinie. To, co piszę w tej chwili jest, oczywiście, bez sensu, wyznaję to otwarcie, ale po prostu pragnę unaocznić efekt posługiwania się podobnymi kryteriami, jakich używa pani Konopka w swym elaboracie. Zachodzi tu także rzecz, obok której nie sposób przejść obojętnie. W tym, co pisze pani Konopka kryje się ledwie zawoalowana insynuacja, podważająca autorstwo pani Bober w odniesieniu do wymienionej ksiązki, a to jest już bezpodstawnym pomówieniem, co nie wymaga komentarza, a w recenzji jest czymś więcej niż brakiem wiedzy o ocenianym przedmiocie. Po prostu recenzentka nie gardzi żadnym, nawet najprymitywniejszym sposobem pognębienia nie tyle ocenianego przez siebie dzieła, ile jego autorki. W ocenach tak ważnych, jak habilitacja jest to niedopuszczalne, a winę ponosi tu nie tylko autorka takich dywagacji, ale wszyscy, którzy ją do tego upoważnili. Powinno się koniecznie badać nie tylko kompetencje osób ubiegających się o stopnie naukowe, ale także, a może nawet w pierwszym rzędzie, tych, którzy o takim awansie mają decydować. Ich brak kompetencji, to uszczerbek nie tylko dla nauki, ale także dla powinności czysto ludzkich. Pani Konopka. wykazała dobitnie, że nie posiada wystarczających kwalifikacji naukowych, i to nie tylko do sporządzania ocen czyjegoś dorobku.
We wprost karygodny sposób zlekceważyła ona całokształt dorobku naukowego dr Bober, wzmiankując na jego temat dosłownie na 2,5 stronach (s. 2-3 recenzji). W końcu dr Bober przedstawiła, co wyżej zauważono, 48 pozycji swego dorobku. Sam byłem recenzentem habilitacji na Instytucie Historii Wydziału Humanistycznego KUL, gdzie prócz pracy habilitacyjnej habilitanci przedstawiali 8 lub 12 artykułów wcale nie wielkich lotów i habilitacje przechodziły. Pani Konopka. 47 pozycji dorobku pani Bober potraktowała, jak gdyby one faktycznie nie istniały, ograniczając się do niedbałej, a niszczącej krytyki kilku z nich. Prócz "rozprawy habilitacyjnej", której omówienia brak, bo zastępuje je mozaika wyrwanych z kontekstu i po swojemu przez p. Konopkę skomentowanych zdań, w dorobku p. Bober znajduje się tam 5 pozycji książkowych i jedna współautorska. O książce poświęconej parafii lubelskiej znalazła się opinia, której poziom wyżej scharakteryzowano, inne pozycje prostu pominięto w ocenie. Ten lekceważący stosunek recenzentki do ocenianego dorobku należy skonfrontować z jej własnym dorobkiem, który jest znacznie skromniejszy od tego, co zaprezentowała dr Bober. Żeby nie być gołosłownym posłużymy się faktami: W Internecie jako najważniejsze swe pozycje podaje p. K. następujące:
1. Problemy edukacji historycznej i obywatelskiej młodzieży w latach 1918-1939, Warszawa 1986 (współautor).
2. Edukacja historyczna w polskich szkołach powszechnych 1918-1939, Białystok 1987.
3. Religia w szkołach Polski Ludowej. Sprawa nauczania religii w polityce państwa 1944-1961, Białystok i uzupełnione1995; wyd. II - poprawione, Białystok 1997.
4. 17 lat nauczania religii w Polsce Ludowej. Wybór dokumentów, opr. H. Konopka, Białystok 1998.
5. Leksykon historii Polski po II wojnie światowej 1944-1997, Warszawa 1999 (współautor).
6. Wiedza o społeczeństwie. Wychowanie obywatelskie w gimnazjum. Przewodnik metodyczny i program nauczania, Warszawa 1999.
7. Wiedza o społeczeństwie. Wychowanie obywatelskie. Podręcznik dla gimnazjum, Warszawa 1999.
8. Edukacja europejska. Ścieżka edukacyjna dla gimnazjum, Warszawa 2000.
9. Wiedza o społeczeństwie. Wychowanie do aktywnego udziału w życiu gospodarczym. Przewodnik metodyczny i program nauczania, Warszawa 2000.
10. Wiedza o społeczeństwie. Wychowanie do aktywnego udziału w życiu gospodarczym, Warszawa 2000 (współautor).
Nie trzeba się specjalnie zagłębiać w meritum poszczególnych publikacji, żeby stwierdzić, iż tożsamość występuję w przypadku pozycji 1 i 2 oraz 6, 9, 10, a dalej 3 i 4. Są to więc w sumie, gdy chodzi o podjętą problematykę 3 pozycje oryginalne. Z kolei pozycja nr 8 byłaby jako novum merytoryczne czwartą. Co zaś do pozycji 5, to powstaje pytanie, czy autor artykułów leksykalnych może nazwać się współautorem leksykonu. Nie przyszło mi do głowy, żeby określić się jako współautor Encyklopedii Katolickiej, choć mam tam kilkadziesiąt haseł.
Na tle tej pobieżnej analizy najważniejszych publikacji pani Konopki jawi się pytanie czy wymóg ustawowy, jak by nie było, nakazujący dobieranie recenzentów z grona renomowanych znawców recenzowanych zagadnień jest tylko pustym frazesem. Casus pani Konopki na to by wskazywał.
W Uchwale Komisji habilitacyjnej z dnia 15 września 2012 r. w sprawie postępowania o nadanie stopnia doktora habilitowanego dr Sabinie Bober w dziedzinie nauk humanistycznych w dyscyplinie historii czytamy: "Recenzja Pani Profesor (Konopki - ZZ) zawiera zarzuty w znacznej mierze pokrywające się z zarzutami prof. Władysławy Szulakiewicz. Recenzentka wskazała na skromny dorobek naukowy Habilitantki". Wystarczy porównać recenzje p. Konopki i p. Szulakiewicz, żeby się przekonać, jak fałszywe jest to zdanie. A co do skromnych rozmiarów dorobku pani Bober legitymującej się 48 pozycjami, nie powinna się wypowiadać osoba, która swoje kwantum dorobku multiplikuje powtarzaniem tych samych publikacji i podawaniem ich jako nowe publikacje.
Oczywiście od strony formalnej, zarówno recenzje p. dr hab. Ryby jak pani prof. Szulakiewicz nie nastręczają żadnych wątpliwości. Recenzja pani Konopki nie odpowiada normom przyjętym w żadnej recenzji, a tym bardziej habilitacyjnej. Po prostu, ona tego nie potrafi robić.
Trudno się zgodzić ze twierdzeniem pani prof. Szulakiewicz, iż kilka czy kilkanaście publikacji na temat historii wychowania wyczerpuje problem podjęty przez p. Bober, co należy rozumieć, jako niemożność napisania w tym względzie niczego oryginalnego. Po pierwsze dorobek pani Bober nie jest z tej dziedziny, którą sugeruje p. Szulakiewicz, a nawet gdyby był, to czy kilka tysięcy prac poświęconych Bismarckowi zamyka drogę piszącym na jego temat. Uważam, że najnowsza biografia Bismarcka pióra profesora Trzeciakowskiego ma swoją rację bytu. Poza tym prof. Szulakiewicz ocenia książką p. Bober Walka dusze według kryteriów przyjętych w studiach pedagogicznych, dlatego mogła napisać, że: "autorka chociaż zna metodę historyczną i zebrała źródła archiwalne, to nie zna i nie rozumie specyfiki badań historyczno-oświatowych. Dlatego nie potrafiła oddać rzeczywistości edukacyjnej w jej faktycznym wymiarze, interpretując opisane zjawiska jednowymiarowo, w perspektywie owej walki o dzieci i młodzież, przyjmując jedynie polityczny punkt widzenia". Mocne to słowa i równie niesprawiedliwe, a także nie do końca zrozumiałe. Ale dla oceniającego książkę tę jako szeroko zakrojoną monografię ujmującą właśnie zjawiska towarzyszące tworzeniu "nowego człowieka i nowego społeczeństwa" od strony celów politycznych i narzędzi ich realizowania - a tym książka jest - nie zaś od ciasnej ścieżki pedagogiczno-wychowawczej, słowa pani prof. Szulakiewicz nie zawierają werdyktu niszczącego dzieło. Są co najwyżej nieporozumieniem, zdarzającym się nierzadko, kiedy wypowiada ktoś na temat obcej sobie dziedziny.
Kończąc ten wywód muszę jednak nawiązać do sprawy zasadniczej.
1. Przywołany wyżej protokół Komisji habilitacyjnej przedstawia dorobek naukowy i kwalifikacje do habilitacji p. dr Bober w sposób wyłącznie negatywny, co nie odpowiada prawdzie, gdyż nie zgadza się ani z treścią dwóch recenzji a także opinii większości członków Komisji..
2. Rada Wydziału Humanistycznego KUL podjęła decyzję negatywną w stosunku do habilitacji pani dr Bober po zapoznaniu się z nieprawdziwymi przesłankami zaprezentowanymi przez jej przewodniczącego, dziekana Łaszkiewicza, który jednoznacznie pozytywne votum pani prof. Szulakiewicz przedstawił jako votum negatywne. Brak protestu ze strony pani Szulakiewicz wobec tak istotnego zniekształcenia jej oceny pozostaje jej tajemnicą. Werdykt Komisji habilitacyjnej brzmiał: 4 pozytywne głosy, 1 negatywny, 1 wstrzymujący się, przy jednym członku Komisji nieobecnym.
3. Ponieważ zachodzi w tym przypadku oczywiste fałszerstwo, należy cały przewód uznać nieważny, a winnych nadużycia pociągnąć do odpowiedzialności karnej.
4. Osobna sprawa, to poważna wątpliwość, czy Rada Wydziału manifestująca tak niefrasobliwy stosunek do stawianych jej zadań, w tym przypadku podejmowania decyzji tak ważkiej dla kariery naukowej i w ogóle życia drugiego człowieka, posiada w ogóle kwalifikacje do nadawania stopni naukowych, zwłaszcza w rodzaju habilitacji i czy profesur? W dodatku trzeba stwierdzić, że ogromna większość jej członków nie ma nic wspólnego z historią.
Lublin, dnia 12 listopada 2013 r.
sobota, 16 listopada 2013
Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów powraca do formy...
Wydział Nauk Humanistycznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego wstrzymał przewody habilitacyjne i
doktorskie ponieważ nie ma aktualnie prawa do nadawania stopni naukowych.
Uczelnia czeka na odpowiedź Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, która ma zaakceptować listę osób zatrudnionych na WNH KUL i upoważnionych do nadawania stopni naukowych. Lista tych osób została przesłana do CK z pięcio- tygodniowym opóźnieniem.
Więcej: gw
Uczelnia czeka na odpowiedź Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, która ma zaakceptować listę osób zatrudnionych na WNH KUL i upoważnionych do nadawania stopni naukowych. Lista tych osób została przesłana do CK z pięcio- tygodniowym opóźnieniem.
Więcej: gw
piątek, 15 listopada 2013
Barbara Kudrycka twierdzi, że Premier podjął decyzję w kwestii ministra resortu i ogłosi ją w listopadzie
Rekonstrukcja rządu może dotyczyć również minister Barbary Kudryckiej:...Z mojego punktu widzenia potrzebni są również nowi ludzie albo
przynajmniej nowy minister w nauce i szkolnictwie wyższym. Proszę
pamiętać, ja pobiłam wszelkie rekordy. Nigdy minister nauki i
szkolnictwa wyższego tak długo nie rządził. To nie jest kwestia tego, że
ja się zmęczyłam, czy środowisko mną. Na tym polega system
demokratyczny, żeby wprowadzać po pewnym czasie osoby, które mają nawet
krytyczne spojrzenie na dokonania poprzednika, ale przede wszystkim
wielką pasję. Po sześciu latach będę poszukiwać być może nowych wyzwań...
Więcej: PR
Więcej: PR
czwartek, 14 listopada 2013
Kierunki ekonomiczne są najgorzej oceniane przez PKA
Polska Komisja Akredytacyjna skontrolowała w ciągu
ostatnich 10 lat już 379 placówek. Najlepiej ocenianymi kierunkami są filologie na uczelniach
państwowych, najgorzej –
studia ekonomiczne na uczelniach niepublicznych.
Ocena PKA pokrywa się z ocenami samych studentów, którzy najgorzej oceniają kierunki ekonomiczno-biznesowe, które wg . 44 % dobrze przygotowują do zawodu.
Krzysztof Pawłowski, rektor Wyższej Szkoły Biznesu – National-Louis University o szkołach niepublicznych, które powstawały masowo w latach 90.:... Część była tworzona z misją, ale były i takie, których genezą było zarabianie pieniędzy. Te nie oferowały wysokiego poziomu edukacji ... . – Liczyłem, że [system akredytacyjny] wyeliminuje złe szkoły, te publiczne i niepubliczne. Tak się nie stało – mówi. Wraz z nadchodzącym niżem demograficznym poziom wielu szkół jeszcze się obniżał: by się utrzymać, oszczędzały na kadrze...
Więcej: gp
Ocena PKA pokrywa się z ocenami samych studentów, którzy najgorzej oceniają kierunki ekonomiczno-biznesowe, które wg . 44 % dobrze przygotowują do zawodu.
Pomimo to, 50
% wniosków składanych do PKA o utworzenie nowych kierunków dotyczyło kierunków
ekonomiczno-społeczno-prawnych, a blisko połowa
z nich została odrzucona.
Krzysztof Pawłowski, rektor Wyższej Szkoły Biznesu – National-Louis University o szkołach niepublicznych, które powstawały masowo w latach 90.:... Część była tworzona z misją, ale były i takie, których genezą było zarabianie pieniędzy. Te nie oferowały wysokiego poziomu edukacji ... . – Liczyłem, że [system akredytacyjny] wyeliminuje złe szkoły, te publiczne i niepubliczne. Tak się nie stało – mówi. Wraz z nadchodzącym niżem demograficznym poziom wielu szkół jeszcze się obniżał: by się utrzymać, oszczędzały na kadrze...
Więcej: gp
środa, 13 listopada 2013
Bezsilność czy opieszałość MNiSW wobec McDyplomów wydawanych przez McSorbony?
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa
Wyższego jest bezsilne wobec funkcjonowania wielu szkół wyższych, których działalności przygląda
się również prokuratura, a nawet toczą się
procedury likwidacyjne. McSorbony działają nadal i w najlepsze
rekrutują...
Aktualnie, toczy się 26 postępowań likwidacyjnych, ale wg. danych MNiSW ostatnia decyzja dotycząca odebrania lub zawieszenia uprawnień dla szkół niepublicznych została wydana w 2010 r.
MNiSW ma też możliwość zwrócenia się do Polskiej Komisji Akredytacyjnej z wnioskiem o przeprowadzenie kontroli.
W 2012 r. MNiSW wydała 10 takich wniosków. Tylko jedna uczelnia uzyskała ocenę pozytywną. W latach 2002 - 2011 r. liczba ocen negatywnych szkół prywatnych wydanych przez PKA nie przekraczała kilku procent (ogólnej sumy wizytacji), o tyle w 2012 r. negatywne oceny stanowiły aż 10,3 %.
Więcej: gp
Aktualnie, toczy się 26 postępowań likwidacyjnych, ale wg. danych MNiSW ostatnia decyzja dotycząca odebrania lub zawieszenia uprawnień dla szkół niepublicznych została wydana w 2010 r.
MNiSW ma też możliwość zwrócenia się do Polskiej Komisji Akredytacyjnej z wnioskiem o przeprowadzenie kontroli.
W 2012 r. MNiSW wydała 10 takich wniosków. Tylko jedna uczelnia uzyskała ocenę pozytywną. W latach 2002 - 2011 r. liczba ocen negatywnych szkół prywatnych wydanych przez PKA nie przekraczała kilku procent (ogólnej sumy wizytacji), o tyle w 2012 r. negatywne oceny stanowiły aż 10,3 %.
Więcej: gp
sobota, 9 listopada 2013
Brak sedesów przeszkodą rozwoju nowych technologii w Polsce
Wyższa Szkoła Umiejętności w Kielcach sprzedała miastu budynek , który został przeznaczony dla Kieleckiego Parku Technologicznego.
W momencie przekazania budynku okazało się, że zdemontowano w nim część kaloryferów, instalacji elektrycznej i
przeciwpożarowej, zerwano posadzki i zdemontowano dużą część elementów
metalowych, w tym niektóre baterie do umywalek. Wymontowano nawet
niektóre muszle klozetowe i zdjęto część kostki brukowej przed
budynkiem...Sprawę rozstrzygnie sąd.
Więcej: gw
piątek, 8 listopada 2013
Pełne zapisy przebiegu posiedzeń Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży
Od początku roku akademickiego 2013/2014 odbyło się już sześć posiedzeń Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży
2013-10-23 | nr 118 | |||||||
2013-10-23 | nr 117 | |||||||
2013-10-22 | nr 116 | |||||||
2013-10-11 | nr 115 | |||||||
2013-10-09 | nr 114 | |||||||
2013-10-09 | nr 113 | Warto się zaznajomić z treścią tych posiedzeń i zastanowić w jakiej mierze odpowiadają one potrzebom środowiska akademickiego. Więcej: KENiM. |
sobota, 2 listopada 2013
Oglądalność Interdyscyplinarnych Humanistów w październiku 2013
W październiku 2013 odwiedziło nas 7 472 czytelników, najczęściej z:
Najczęściej czytane posty, to:
Polska
| |
Stany Zjednoczone
| |
Ukraina
| |
Niemcy
| |
Rosja
| |
Wielka Brytania
| |
Chiny
| |
Francja
| |
Szwecja
| |
Hiszpania
|
Najczęściej czytane posty, to:
Subskrybuj:
Posty (Atom)