Kandydaci do Europarlamentu swoją pozycję i lokatę na listach wyborczych zawdzięczają nie wiedzy, nie własnej przedsiębiorczości lecz partiom lub kobietom.
Czy
Barbara Kudrycka lub
Danuta Hübner osiągnęłyby w życiu cokolwiek, gdyby nie członkostwo w partii?
Czy są one wzorem naukowca?
A może akademika?
Czy po prostu karierowicza?
Czy o rozwój właśnie takich naukowych i akademickich pseudoosobowości chodzi?
A
Michał Boni, doktor socjologii, bez habilitacji i bez kompetencji aby zajmować się cyfryzacją Polski, trzykrotnie żonaty i co zdumiewające: zawsze z wysoko
postawionymi kobietami ( pierwsza - pisarka i krytyk literacki, prof.
Anna Nasiłowska, druga -
Barbarą Engelking,
obecna szefową Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i
Socjologii PAN, trzecia -
Hanną Jahns, urzędniczka Komisji Europejskiej.
Czy takiemu można uwierzyć? Z powodu kobiety wycofał się z Solidarności jak kiedyś tłumaczył. Piękne, tylko niestety pojawiły się kolejne...
Trzeba nie mieć wykształcenia, nie znać języków, nie wyjeżdżać z kraju, nie mieć porównań, aby oddawać głos na osoby niżej wykształcone - choć z tytułami naukowymi i promowane po linii partyjnej - dokładnie jak za czasów PRL.
Każdy ma wybór, ale czy nie szkoda czasu na studiowanie tych partyjnie wypromowanych biografii, nierzetelnych ludzi, którzy jeśli coś mają na względzie to jedynie własny awans, kasę lub kolejny emocjonalny podbój, który ułatwi karierę?
Więcej:
Cwaniacy pchają się do Brukseli dla pieniędzy