Narodowe Centrum Nauki

poniedziałek, 23 lutego 2009

Reforma nauki, czyli chichot Stalina



W podtytule czytamy, że projekt ten zawiera "nowy model kariery akademickiej". Cóż, wiemy z długoletniego powojennego doświadczenia, że pewne zmiany robi się po to, aby w istocie nic się nie zmieniło lub nawet by wrócić do tego, co gorsze, a co udało się choć częściowo zmienić na lepsze. Cały tekst trzeba więc czytać ze wzmożoną czujnością.

W Stanach Zjednoczonych, które należą do czołówki naukowej świata, nie ma żadnego ministerstwa ani edukacji, ani nauki. Decyzja o awansach leży całkowicie w gestii danej uczelni, bo nie ma innego profesora niż profesor uczelni, gdyż uczelnia jest miejscem jego pracy, a nie ministerstwo. Te wszystkie tytuły, zwyczajne, nadzwyczajne, oderwane od konkretnych umiejętności, talentów i właściwego środowiska, to relikt komuny, która komplikowała drogę awansu tylko po to, by mocniej kontrolować naukowców, by zamiast zajmować się w poczuciu wolności nauką, rywalizowali o tytuły, czasami w ślepej wręcz ambicji, a czasami za cenę tytułu, idąc na współpracę...


Na temat organizacji szkolnictwa wyższego oraz nauki w USA interdyscyplinarni pisali
15 czerwca 2008 pod hasłem: Public Universities in the United States. Artykuł posiada odnośniki do materiałów źródłowych, które potwierdzają słowa Piotra Jaroszyńskiego [archiwa...]

Niedobrze jednak, że autor artykułu jako piewca systemu anglosaskiego podpisuje się jako Prof. Piotr Jaroszyński. W USA naukowcy o istotnym dorobku naukowym podpisują się jako Ph.D. - to jest JEDYNY i NAJWYŻSZY stopień naukowy. Profesor uczelni jest wyrazem sprawowanej funkcji.

Brak komentarzy: