Stypendium doktoranckie wynosi 1,2 tys zł, konkursy na etaty są raz na kilka lat, najpierw i tak jest się zatrudnianym na czas określony, więc na pierwszą stałą pracę z pensją 1,7 tys. na rękę można liczyć dopiero po 30. Jako adiunkt z habilitacją zarabia się poniżej średniej krajowej. W Niemczech - jej dwukrotność. Przekracza się średnią dopiero zostając profesorem. Ale i tak zarabia się maksymalnie o 2 tys. zł mniej niż wynosi średnia w Orlenie (nie licząc zarządu).
Nie ma czasu na badania naukowe, bo pani minister wymyśla kolejne "reformy" polegające na tym, że do tabelki A należy przekopiować treść tabelki B, bo jak wypiszemy 5 umiejętności, które ma nabyć student na kursie, nagle poszybujemy w rankingach o 100 miejsc w górę. A ponieważ "świadczymy usługi edukacyjne" jak student będzie czuł, że posiadł jedynie 4 z nich, poskarży się w anonimowej ankiecie, której wyniki mają decydować o przedłużeniu zatrudnienia. Nawet jeśli student nie był na żadnym wykładzie i nie zdał egzaminu.
Kolejne reformy mają na celu standaryzację programów nauczania. Więc zamiast specjalizacji ośrodków, opartej na silnych lokalnych środowiskach i wieloletnich tradycjach badań nad daną dziedziną będziemy mieli szkółki wyższe pozbawione jakiejkolwiek autonomii naukowej.
Mimo to każdą racjonalną krytykę Kudryckiej opisuje się jako ataki pogrążonych w apatii "złogów PRL", walczących o utrzymanie swoich przywilejów, nie prowadzących żadnych badań, pracujących na czterech etatach. Bo przecież profesorowie są jak górnicy, jeśli protestują, to znaczy, że reforma trafiła w czuły punkt i należy ją kontynuować. A my nawet nie możemy zastrajkować! Bo młodzi - doktoranci, asystenci na trzyletnich kontraktach, którzy są w najgorszej sytuacji nie będą ryzykowali, że jako pieniacze zostaną odrzuceni w kolejnym konkursie. A reszta nie ma gwarancji zatrudnienia i gigantycznych odpraw jak górnicy.
Moje rówieśnice zarabiają w korporacjach kilka razy więcej niż ja, wykonując pracę do której nawet nie trzeba mieć wyższego wykształcenia. Ja dostaję na rękę tyle, ile są warte dwie pary butów, w których przychodzą na zajęcia moje studentki. Dorabiam, biorę fuchy, ale to nie tak powinno wyglądać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz